"Przerażający brak przygotowania do wyjazdu z dziećmi"
- Praca w zespole ratownictwa medycznego nad morzem to przede wszystkim wiele niespodzianek medycznych i - można powiedzieć - życiowych, z którymi spotykamy się u osób przyjeżdżających na nasze wybrzeże z całej Polski, a także z Europy, a które na wakacjach nie myślą o stanach zagrożenia życia, o możliwości zachorowania - powiedział ratownik medyczny, w sezonie letnim pracujący w zespole ratownictwa medycznego w Międzyzdrojach dr n. o zdr. Tomasz Kubiak.
Zaznaczył, że "przerażający" dla medyków jest przede wszystkim brak przygotowania do wyjazdu z dziećmi.
- Kiedyś normą było zabieranie książeczki zdrowia z wypisanymi chorobami, zapasu podstawowych leków, dziś sytuacja jest tragiczna - większość osób nie zabiera ze sobą ani potrzebnych medykamentów, ani dokumentacji. To dla nas dodatkowe obciążenie - powiedział Kubiak.
"Okres wakacyjny nad morzem to dla nas, ratowników, bardzo specyficzny czas ciężkiej pracy"
Zaznaczył, że ratownicy często spotykają się ze zdziwieniem turystów, którzy nie zdają sobie sprawy, że w kurortach nie ma szpitali - najbliższe oddalone są często o kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt kilometrów.
- Najbliższy dla miejscowości nadmorskich w Zachodniopomorskiem urazowy szpital dziecięcy znajduje się w Szczecinie - w Zdrojach i przy ul. Unii Lubelskiej. To odległość ponad 100 km - wyjaśnił ratownik.
Dodał, że wzywający karetkę często nie wiedzą, jaka jest funkcja zespołów ratownictwa medycznego; nie zdają sobie sprawy, że w wielu sytuacjach pomoc mogliby znaleźć w przychodniach czy punktach nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej. Wskazał, że bardzo niewiele osób zna też numer 800 190 590 - Telefonicznej Informacji Pacjenta, dzięki której można dowiedzieć się m.in. gdzie znajduje się najbliższy punkt nocnej i świątecznej opieki lekarskiej czy SOR.
- Okres wakacyjny nad morzem to dla nas, ratowników, bardzo specyficzny czas ciężkiej pracy. Zdarzają się tu przecież wyjazdy do tragicznych zdarzeń - podtopień, utonięć. Morze jest nieobliczalne, a wypoczywający nad nim nadal bardzo często przeceniają swoje umiejętności pływackie - mówił Kubiak.
Podkreślił, że bardzo ważna jest współpraca medyków z ratownikami wodnymi - "to oni jako pierwsi udzielają pomocy, są tym pierwszym ogniwem". Zaznaczył też, że turyści także coraz chętniej angażują się w pomoc.
- Z drugiej strony, dość często zdarzają się w wezwaniach hasła typu "leży na plaży" w odniesieniu do osób, które na przykład zasnęły - czasem po spożyciu alkoholu. Wzywający nie podejdzie, nie obudzi takiej osoby, a to by wystarczyło, zwykle nie trzeba wzywać karetki - mówił ratownik.
Jak ocenił, ok. 70 proc. wezwań to wyjazdy bezpodstawne, wynikające z niewiedzy o możliwości uzyskania pomocy.
- Zdarzają się na przykład wezwania do biegunki - ktoś źle się poczuje o godz. 4 nad ranem i wzywa karetkę. A przecież sama biegunka, jeśli nie dochodzi do odwodnienia organizmu, nie jest w pierwszej fazie niebezpieczna. W takim przypadku wystarczy poczekać do otwarcia pierwszej apteki albo przychodni - powiedział Kubiak.
W Zachodniopomorskiem dodatkowa karetka na sezon wakacyjny działa od 1 czerwca w Świnoujściu. Kolejne - w Międzyzdrojach, Pobierowie, Dziwnowie, Darłowie, Ustroniu Morskim i Mielenku zaczną działać 24 czerwca.
Dowiedz się więcej na temat: