Rolnictwo to nie tylko biznes, to także wspieranie przyrody – przekonywała dziś szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Jednocześnie zapowiedziała wycofanie się z kontrowersyjnej propozycji zakładającej konieczność znacznego ograniczenia zużycia pestycydów przez rolników.
Ursula von der Leyen zabrała głos przed Parlamentem Europejskim podczas debaty na temat konkluzji zeszłotygodniowego szczytu Rady Europejskiej. Choć ten poświęcony był głównie kwestii Ukrainy, w Strasburgu dyskusję zdominowały kwestie rolnicze, które wypłynęły na pierwszy plan za sprawą przetaczających się przez Europę protestów.
– Nasi rolnicy zasługują na wysłuchanie. Wiem, że niepokoją się przyszłością rolnictwa (…), ale również wiedzą, że rolnictwo musi się zmienić. Musi przejść na bardziej zrównoważony model produkcji – tak, aby rolnicy mogli osiągać większe zyski w najbliższych latach – mówiła szefowa KE.
Jak podkreślała, problemy dotyczące sektora wykraczają stricte poza kwestie finansowe. „Wiemy, że 60-70 proc. gleb w Europie jest w kiepskim stanie. Możemy odwrócić ten trend”, wskazywała. Von der Leyen zapowiedziała przy tym konsultacje z sektorem, które mają toczyć się do „późnego lata” i zdeterminować kształt przyszłej polityki rolnej UE.
KE robi krok w tył
Najważniejszą zapowiedzią była jednak ta dotycząca wycofania się z kontrowersyjnego rozporządzenia SUR (od „Sustainable Use Regulation”). Chodzi o przestawioną w czerwcu 2022 r. propozycję, zgodnie z którą do 2030 r. Unia powinna o połowę ograniczyć ogólne zużycie chemicznych pestycydów, a w miejscach szczególnych – takich jak publiczne parki czy tereny rekreacyjne – zupełnie z nich zrezygnować.
Projekt, będący częścią Zielonego Ładu, bazował na pokrewnej dyrektywie SUD, obowiązującej od 2009 r., zaostrzając jednak znajdujące się tam przepisy. Dodatkowo, w przeciwieństwie do dyrektyw, unijne rozporządzenia nie podlegają transpozycji, a więc nie byłoby żadnej szansy na ewentualne złagodzenia nowego prawa. Branża rolnicza postrzegała propozycję KE jako potencjalny cios.
– Ta kwestia spolaryzowała wszystkich. Parlament Europejski ją odrzucił, w Radzie też jak na razie nie ma postępów (…) Coś z tym fantem trzeba zrobić. Dlatego zaproponuję kolegium komisarzy, aby wycofać się z tej propozycji – zapowiedziała dziś von der Leyen.
Przyznając, że najbliższe miesiące „nie będą łatwe”, szefowa KE wskazała, że Unia stoi przed dużą szansą. „Jasne jest dla wszystkich w Parlamencie, że sektor rolny potrzebuje perspektyw długoterminowych. (…) Nie możemy oskarżać się wzajemnie, musimy razem współpracować”, dodała.
Ludowcy zabiegają o rolników
Europejskie protesty rolników rozpoczęły się w Niemczech, gdzie punktem zapalnym była m.in. decyzja o wycofaniu się z dopłat do oleju napędowego. Demonstracje szybko rozlały się na inne kraje, a ich punktem wspólnym była krytyka założeń Zielonego Ładu, czyli programu, który jest priorytetem von der Leyen.
Politycznie sytuacja jest skomplikowana, ponieważ na pozycjach „pro-rolniczych” od dłuższego czasu okopuje się Europejska Partia Ludowa, z której wywodzi się też szefowa KE. Dziś w Parlamencie Europejskim szef EPL Manfred Weber podkreślał, że ludowcy wyszli do rolników już kilka miesięcy temu, podczas wcześniejszych protestów pod Parlamentem.
– Rozmawialiśmy z nimi. Oskarżano nas, że jesteśmy lobbystami rolników, a my domagaliśmy się jednego – posłuchajcie głosu rolników – mówił Weber, podkreślając, że wycofywanie się z przepisów dotyczących ograniczenia zużycia pestycydów było słusznym działaniem.
– Nasi rolnicy nie są przestępcami. Oni znają przyrodę lepiej niż wielu ludzi. Nasi rolnicy nie dręczą zwierząt, tylko pracują z nimi każdego dnia. Nie niszczą pejzażu, tylko rozwijają tereny wiejskie. Za to jesteśmy im wdzięczni. Wszyscy rolnicy mogą być pewni tego, ze w przyszłości będziemy stać po ich stronie – zapewniał.
90 proc. redukcji emisji
Protesty rolników nie były bez znaczenia również w przypadku określania przez KE nowego celu redukcji emisji gazów cieplarnianych, który przedstawiony ma być już dziś (6 lutego) po południu. To kolejny przystanek na drodze do osiągnięcia pełnej neutralności klimatycznej, co miałoby nastąpić w 2050 r.
Choć oficjalnej decyzji na razie nie ma, wszystko wskazuje na to, że KE będzie chciała, by do 2040 r. – w porównaniu z 1990 r. – zredukować emisje o 90 proc. Już na początku wykluczono skrajne propozycje zakładające cel poniżej 75 proc. oraz ponad 95 proc., choć nie ma konsensusu co do tego, czy takie śródterminowe założenie jest niezbędne, by w 2050 r. osiągnąć neutralność klimatyczną.
Jak podaje Politico, w pierwotnej wersji projektu figurowała wzmianka o konieczności 30-procentowego zmniejszenia emisji w sektorze rolniczym. Ostatecznie zdecydowano się na wersję, w której mowa o tym, że do zakładanego celu mają przyczynić się „wszystkie sektory”.
Zrezygnowano również z rekomendacji dotyczącej ograniczenia spożycia mięsa, dodając za to zapisy o tym, jak branża rolnicza przyczynia się do utrzymania „niezależności żywnościowej”.
W styczniu tego roku o ustalenie ambitnych celów klimatycznych apelowało 11 krajów UE, w tym Francja i Niemcy. Polska nie przedstawiła w tej sprawie jednoznacznego stanowiska. Poparcie dla postulatu 90-procentowego cięcia podczas pierwszej wizyty w Brukseli wyraziła należąca do Zielonych wiceminister klimatu i środowiska Urszula Zielińska. Później resort tłumaczył, że nie jest to oficjalne stanowisko rządu.