Naukowcy z Amerykańskiej Służby Geologicznej (USGS), Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley i Uniwersytetu Rutgersa ostrzegają, że ludzkość nie jest przygotowana na gigantyczną erupcję wulkaniczną, która może się zdarzyć niemal w każdej chwili.
Niewiele brakowało, aby doszło do niej 15 stycznia 2022 roku. Na wyspach Tonga miała miejsce najpotężniejsza erupcja wulkaniczna od 1883 roku, a więc od wybuchu wulkanu Krakatau na Indonezji i jednocześnie największa jaką udało się zarejestrować za pomocą instrumentów.
Pióropusz wulkaniczny wzbił się na rekordową wysokość 58 kilometrów aż do mezosfery, a w ciągu 6 godzin wygenerowanych zostało aż 400 tysięcy piorunów, co jest absolutnym rekordem w dziejach pomiarów meteorologicznych.
Uniknęliśmy zagłady tylko dlatego, że erupcja potrwała zaledwie kilkadziesiąt godzin i tak szybko, jak się zaczęła, tak się skończyła. Gdyby nie ustawała całymi tygodniami albo miesiącami mogłoby dojść do trwałej zmiany klimatu.
Tambora ochłodziła klimat
Do ostatniej dotkliwej dla klimatu erupcji doszło stosunkowo dawno temu, bo w 1815 roku, gdy przebudził się wulkan Tambora. Góra położona na wyspie Sumbawa na Indonezji wybuchła z największą siłą jaką kiedykolwiek wtedy obserwowano. Odgłosy erupcji były słyszalne nawet w odległości 1,5 tysiąca kilometrów od wulkanicznego krateru.
Wulkan wyemitował do atmosfery tak duże ilości popiołów, że przez miesiące opadały one w promieniu setek kilometrów. Wokół wulkanu warstwa trujących popiołów miała 3 metry grubości, a na południu Borneo i we wschodniej Jawie do 20 centymetrów.
Zdjęcie satelitarne wulkanu Tambora na Indonezji. Fot. NASA.
Erupcja otrzymała przedostatni stopień intensywności w skali wulkanologicznej. W potokach lawy i pod górami gorącego popiołu, w oka mgnieniu, zginęło około 70 tysięcy ludzi. W następnych latach liczba ofiar w skali ogólnoświatowej mogła wzrosnąć do 100 tysięcy.
Cyrkulacja średnich szerokości geograficznych rozprzestrzeniła popioły od Azji przez Amerykę Północną po Europę. Przez dłuższy czas na popiołach załamywały się i odbijały promienie słoneczne, barwiąc niebo o wschodzie i zachodzie Słońca na głęboką czerwień, jednocześnie ograniczając docieranie światła do powierzchni ziemi.
Średnia globalna temperatura obniżyła się na kilka lat o 0,53 stopnia. Doszło do zjawiska, które nazywane jest wulkaniczną zimą. Temperatury we wschodnich regionach USA i Kanady oraz w Europie nawet w środku lata przypominały wiosnę. Jak obrazuje to poniższa mapa, największe anomalie temperatury notowano w zachodniej Europie.
Rekonstrukcja anomalii temperatury latem 1816 roku w Europie. Dane: Giorgiogp2 / Wikipedia.
Dochodziło też do bardzo dużych wahań temperatury, co spowodowało olbrzymie szkody w uprawach rolnych. Nastąpiła klęska głodu, przez którą niedożywieni ludzie chorowali i umierali, zwłaszcza na obszarze dzisiejszej Francji, Hiszpanii, Szwajcarii, Belgii i Anglii.
Nie wiadomo jednak jak duży wpływ na te zjawiska miała sama erupcja Tambory, ponieważ nałożyła się ona na tzw. minimum Daltona, czyli znaczny spadek aktywności słonecznej. W Europie w 1816 roku nastąpił "rok bez lata". Spadek plonów doprowadził do głodu, niepokojów społecznych i zmian politycznych.
Ziemia niczym kula lodu
Erupcja Tambory, choć kolosalna, to jednak była zaledwie namiastką tego, co zdarzyło się około 717 milionów lat temu. Doszło wtedy do gigantycznej erupcji wulkanu Franklin Large Igneous Province (LIP) w północnej Kanadzie. Zasięg wybuchu wulkanu był tak rozległy jak powierzchnia Chin.
Tak wyglądałaby dzisiejsza Ziemia-Śnieżka. Fot. Pixabay.
Naukowcy ustalili, że magma mogła przebić się przez skały bogate w minerały zawierające siarkę, która wespół z procesem wietrzenia, który usuwał dwutlenek węgla z atmosfery, mogła spowodować znaczne obniżenie temperatury na Ziemi.
Aerozole działają szybko, dlatego efekt chłodzenia nastał już w ciągu kilku miesięcy, najwyżej lat, jednak wietrzenie jest znacznie powolniejszym procesem, który trwał nawet miliony lat.
Analiza minerałów cyrkonu ujawniła, że erupcja wulkanu Franklin Large Igneous Province mogła potrwać nawet 2 miliony lat. Na Ziemi istniał wtedy jeden superkontynent Rodinia, w większości położony na równiku. Jego całkowite pokrycie lodem ukazywało skalę tego zlodowacenia.
Na całej Ziemi mogą panować takie krajobrazy, jak na Antarktydzie. Fot. Pixabay.
Gigantyczna erupcja wulkaniczna została wywołana przez rozpad Rodinii, która zaczęła się dzielić na mniejsze kontynenty. Częste i silne erupcje spowodowały emisję olbrzymich ilości popiołów, które na lata odcinały dopływ promieni słonecznych do powierzchni ziemi.
Doszło do globalnego zlodowacenia, które nazwane zostało „Ziemią-Śnieżką”. Lądolód pokrył nie tylko obszary położone w strefie umiarkowanej, lecz sięgnął równika. Podobny mechanizm może zadziałać również w przyszłości.
Nie wiadomo, kiedy i gdzie
Współczesna nauka nie potrafi wskazać, który wulkan może się okazać tym najbardziej niebezpiecznym i podczas swego wybuchu doprowadzić ludzkość na skraj zagłady. Bez wątpienia przez ostatnich 200 lat rozwój techniki zupełnie odmienił nasze życie.
Superwulkan Yellowstone ma znacznie więcej magmy niż sądzono. Erupcja jest nieunikniona
Mieszkamy nie tylko w nowoczesnych, lecz również gęsto zaludnionych miastach, gdzie wystarczy jeden kataklizm, aby całkowicie sparaliżować nasze życie, zarówno w skali lokalnej, jak i globalnej.
Kataklizm w jednym regionie świata ma często wpływ na inne, często bardzo odległe zakątki. Przyczyną jest globalizacja, która działa niczym efekt domina. Erupcja wulkanu Pola Flegrejskie we Włoszech, obecnie najgroźniejszego wulkanu w Europie, mogłaby nie tylko obrócić Neapol w ruinę, ale spowodować zapaść gospodarczą w całych Włoszech, a reperkusje tego odczulibyśmy także w Polsce.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Nature.