Rolnicy, sadownicy, ogrodnicy i hodowcy blokują dziś drogi w miastach w całym kraju. Protestują przeciwko Europejskiemu Zielonemu Ładowi, ale też napływowi żywności z Ukrainy.
Największy protest ma odbyć się w Poznaniu, gdzie do miasta ma wjechać kilka tysięcy ciągników m.in. rolników z organizacji Rola Wielkopolski.
– Nie liczyłbym na to, że uda się wjechać, czy wyjechać z Poznania. Możliwe, że wszystkie nasze traktory nie zmieszczą się w centrum – zapowiada w rozmowie Wirtualną Polską Emil Lemański z tej organizacji.
– To jest już wojna światowa o rolnictwo! Idziemy jak kosynierzy! Żywią i bronią! – grzmiał z kolei Dominik Zawadzki, działacz Solidarności Rolników Indywidualnych na proteście pod Grójcem.
Polska była jednym z pierwszych wśród wielu krajów Unii Europejskiej, gdzie wybuchły demonstracje rolników i hodowców. Producenci rolni wyjechali też ciągnikami na ulice w takich krajach, jak Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania, Belgia, Rumunia czy Słowacja.
Podczas środowej (7 lutego) debaty w Parlamencie Europejskim wśród przyczyn protestów europosłowie wskazywali m.in. zaostrzenie przepisów w ramach Europejskiego Zielonego Ładu oraz negocjowane przez UE umowy handlowe, np. z Nową Zelandią czy Mercosurem, które skutkować będą wzrostem importu żywności z państw trzecich.
Zalew rynku produktami z Ukrainy
W Strasburgu mało mówiło się jednak o przyczynie, która – oprócz Zielonego Ładu – leży u podstaw protestów rolników akurat w Polsce, a więc nadmiernym napływie do kraju produktów rolno-spożywczych z Ukrainy.
Choć obowiązujące, nałożone jeszcze przez rząd PiS embargo obejmuje w zasadzie tylko zboże i produkty zbożowe, problem dotyczy też sporej grupy produktów, w tym drobiu, mleka, jaj, cukru, owoców mrożonych (zwłaszcza malin) czy koncentratu jabłkowego. W przypadku ostatniego z wymienionych produktów Polska sama jest drugim największym światowym eksporterem, po Chinach.
Na problem w dużej mierze niekontrolowanego wówczas napływu żywności z Ukrainy polskie organizacje rolnicze, w tym nienależąca jeszcze do koalicji rządzącej AgroUnia, zwracały uwagę od lata 2022 r. W życie weszła bowiem wtedy wprowadzona przez Komisję Europejską w ramach tzw. „korytarzy solidarnościowych” liberalizacja handlu z Ukrainą, a mianowicie zawieszenie ceł i kontyngentów na import ukraińskich produktów do UE.
W założeniu miało to umożliwić swobodny tranzyt towarów z Ukrainy do miejsc, gdzie są one potrzebne ze względów bezpieczeństwa żywnościowego, np. do krajów afrykańskich. W rzeczywistości jednak duża część produktów trafiła na rynki państw sąsiadujących z Ukrainą i nie przedostała się dalej. To spowodowało destabilizację rynków, głównie spadek cen i popytu na produkcję krajową.
Dzieje się tak dlatego, że produkty napływające z Ukrainy są tańsze niż te wyprodukowane na miejscu. Często charakteryzują się też jednak dużo niższą jakością. Ukrainy nie obowiązują bowiem restrykcyjne przepisy unijne. Tamtejsi rolnicy mogą na przykład stosować środki ochrony roślin, zakazane w Unii Europejskiej, co potem przekłada się na wyższą zawartość w produktach np. pestycydów.
Jak wynika ze źródeł EURACTIV w Komisji Europejskiej, polski komisarz Janusz Wojciechowski był osamotniony w swoim apelu o przywrócenie restrykcji w handlu z Ukrainą. Ostatecznie pod koniec stycznia KE podjęła decyzję o utrzymaniu zliberalizowanych przepisów do połowy przyszłego roku.
Wprawdzie wprowadziła mechanizm ochronny, który przewiduje możliwość przywrócenia części restrykcji w razie poważnej destabilizacji unijnego rynku przez ukraińskie produkty, ale tak słabe rozwiązanie nie satysfakcjonuje rolników.
Podczas prowadzonych w ostatnich dniach wyrywkowych kontroli wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak poinformował o odkryciu partii spleśniałych malin czy cukru „o dziwnym zapachu”.
Przekazał, że wspomnianą partię malin cofnięto do Ukrainy. Wskazał na potrzebę rozszerzenia embarga także na mrożone maliny.
Zapleśniałe maliny cofnięte na Ukrainę.
Po takich malinach może być jeden wniosek: embargo na ukraińskie maliny mrożone, których do Polski w 2023 roku przyjechało ponad 60 tysięcy ton. pic.twitter.com/smqP7953C5
— Michał Kołodziejczak (@EKOlodziejczak_) February 4, 2024
Zielony Ład utrudni rolnikom produkcję
Tym niemniej, podobnie jak ich koledzy i koleżanki z branży z innych krajów europejskich, również polscy rolnicy protestują przeciwko zaostrzeniu przez Unię regulacji proekologicznych.
Rolnicy sprzeciwiają się wielu przepisom spośród tych, jakie mają wejść w życie w związku z Europejskim Zielonym Ładem. Zapytany w ubiegłym miesiącu przez EURACTIV.pl o przykłady takich przepisów, prezes Związku Sadowników RP i poseł PSL, a obecnie również przewodniczący Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi Mirosław Maliszewski wskazał między innymi na nieuchronne wykluczenie niektórych środków ochrony roślin, co „stawia pod znakiem zapytania opłacalność i konkurencyjność polskiego rolnictwa”.
W przypadku sadowników mówił też o ograniczeniu stosowania nawozów. – Sady w większości powstają na glebach lekkich, które wymagają stałego nawożenia – powiedział podkreślając, że ograniczenie stosowania nawozów doprowadzi do zmniejszenia plonów, a w konsekwencji opłacalności produkcji.
W tym tygodniu Komisja Europejska poinformowała o derogacji przepisów o ograniczeniu stosowania pestycydów, a wcześniej także przepisów o utrzymaniu obszarów nieprodukcyjnych, np. ugorów. Zdaniem rolników to jednak niewystarczające ustępstwa.
Ministerstwo: Protesty w słusznej sprawie
Blokady dróg odbywają się w około 250 miejscach w całym kraju. Popiera je Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
– W kierownictwie resortu uważamy, że rolnicy protestują w słusznej sprawie, protestują nie tylko w swoim imieniu, ale także w imieniu konsumentów – podkreślił minister Czesław Siekierski.
Zapowiedział przy tym, że kierownictwo ministerstwa jedzie na protesty, „aby prowadzić dalej dialog” z rolnikami.