2024-07-11 15:50, akt.2024-07-11 19:51
publikacja
2024-07-11 15:50
aktualizacja
2024-07-11 19:51
Na marginesie szczytu NATO w Waszyngtonie Polska, Francja, Niemcy i Włochy podpisały list intencyjny w sprawie wspólnego opracowania rakiety manewrującej o zasięgu ponad 500 km. Celem jest rozwój zdolności precyzyjnych uderzeń dalekiego zasięgu i wspólne projekty dotyczące konkretnych rozwiązań.
O podpisaniu listu intencyjnego poinformowało w czwartek polskie MON.
Jak wskazano, list intencyjny – Letter of Intent on European long range strike approach – podpisali ministrowie obrony czterech państw europejskich: Francji, Niemiec, Polski i Włoch. „Celem jest nawiązanie współpracy w rozwoju kluczowej dla nas zdolności z zakresu głębokich uderzeń, a w przyszłości wspólne projekty dotyczące konkretnych rozwiązań, co pozwoli na uzupełnienie luk, redukcję kosztów i skrócenie czasu realizacji” – czytamy w komunikacie.
"Le Figaro": NATO przygotowuje się do wojnyJak informuje agencja Reutera, chodzi o odpalane z lądu pociski o zasięgu ponad 500 km, zdolne do rażenia celów głęboko za liniami przeciwnika. Stworzenie takiego systemu uzupełniłoby lukę, jaka obecnie istnieje w tej dziedzinie w europejskich arsenałach. Reuters podkreśla, że znaczenie tego typu zdolności zostało uwydatnione podczas wojny Rosji przeciwko Ukrainie, gdy ukraińskie uderzenia za rosyjskimi liniami – wymierzone np. w składy amunicji, paliwa czy stanowiska dowodzenia – niejednokrotnie miały znaczenie dla powstrzymywania rosyjskiej ofensywy.
Kosiniak-Kamysz wskazał, że podpisując list intencyjny w tej sprawie, Francja, Niemcy, Polska i Włochy stworzyły „grupę zainteresowaną wspólnymi działaniami – zakupami, przygotowaniem rakiet dalekiego zasięgu”. Dodał, że temat był już wcześniej poruszany m.in. na spotkaniach Trójkąta Weimarskiego.
„To jest potrzeba kilku kolejnych miesięcy; liczymy na to, ze dołączą kolejne państwa – nie chciałbym się ograniczać do tej czwórki. Efekty poznamy w przeciągu najbliższych 12 miesięcy” – zapowiedział szef MON.
Dopytywany, czy chodzi o zakup czy np. wspólne zaprojektowanie nowych rakiet, powiedział, że „te rakiety już powstają; kiedy one do nas trafią, kiedy będziemy mogli te pociski zakupić, to zależy od tych naszych wspólnych działań”.
Ekspert: stworzenie europejskiej rakiety o zasięgu ponad 500 km może zająć około dekady
„Na razie jesteśmy na etapie podpisania listu intencyjnego, czyli mówiąc krótko, kilka państw wspólnie wyraziło wolę, że chce w tym kierunku pracować, ale realizacja takiego projektu to ok. dekady. To jest naturalny krok, ważne jest, żeby nie przespać momentu i cały czas pracować nad nowym uzbrojeniem” – powiedział PAP Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”.
Jak informuje agencja Reutera, chodzi o odpalane z lądu pociski o zasięgu ponad 500 km, zdolne do rażenia celów głęboko za liniami przeciwnika. Stworzenie takiego systemu uzupełniłoby lukę, jaka obecnie istnieje w tej dziedzinie w europejskich arsenałach.
"Celem jest nawiązanie współpracy w rozwoju kluczowej dla nas zdolności z zakresu głębokich uderzeń, a w przyszłości wspólne projekty dotyczące konkretnych rozwiązań, co pozwoli na uzupełnienie luk, redukcję kosztów i skrócenie czasu realizacji" - poinformował MON w komunikacie.
Cielma przyznaje, że rzeczywiście można mówić o „luce”. „W zasadzie takim pociskiem w krajach zachodnich dysponują USA i są to pociski Tomahawk, które można odpalać z wyrzutni lądowych. W Rosji takim typem rakiety jest manewrujący Iskander-K” – wyjaśnił Cielma. Analityk zaznacza, że w produkcji pocisków ziemia-ziemia stosowane są te same technologie, co w pociskach odpalanych z samolotów. „Różnica jest w tym, że pocisk odpalany z samolotu jest już rozpędzony. Przy wyrzutniach naziemnych potrzebny jest mocniejszy silnik” – powiedział Cielma.
„Francja w tej kategorii (manewrujących pocisków lotniczych) ma rakiety SCALP, a Włochy dysponują takimi samymi pociskami, tylko że pod nazwą Storm Shadow. Niemcy z kolei mają Taurusy” – dodał Cielma.
Polska kupiła od USA kilkaset pocisków manewrujących odpalanych z samolotów – JASSM (w wersji o zasięgu od ponad 300 do niemal tysiąca km).
„Nie jest zaskakujące, że myślą o tym (o pracy nad nowym pociskiem) Niemcy, Francuzi czy Włosi. Na pewno dużym pozytywem jest to, że do tego projektu chce dołączyć Polska” – powiedział Cielma.
Jak dodał, „nie jest tajemnicą, że Polska prowadziła samodzielnie prace nad lotniczym pociskiem manewrującym, był to projekt o kryptonimie Pirania”.
„Na pewno samodzielnie Polska ma za mało kompetencji do realizacji takiego projektu, ale połączenie potencjałów kilku krajów, w tym takich, które już podobne uzbrojenie posiadają, na pewno daje dobrą perspektywę” – ocenił Cielma, zaznaczając, że na razie „jest to początek drogi, deklaracja chęci”.
„Ważne jest to, że to pomysł europejski, a w UE jest coraz więcej programów związanych z finansowaniem tego typu projektów. Można więc się spodziewać, że jeśli to się przerodzi w jakiś namacalny konkretny projekt, to będą szanse na finansowanie z funduszy unijnych” – powiedział Cielma.
Palowski o pomyśle europejskiego pocisku: jest potencjał, jest potrzeba
W rozmowie z PAP zastępca redaktora naczelnego Defence24.pl Jakub Palowski zwrócił uwagę, że państwa Europy Zachodniej produkowały już pociski manewrujące o zasięgu ok. 500 km – jak niemiecko-szwedzki Taurus lub francusko-brytyjski Storm Shadow, a Francja także pocisk MdCN (Missile de Croisiere Naval), odpalany z okrętów nawodnych i podwodnych.
"Jest podstawa do opracowania nowej generacji pocisków i wprowadzenia ich do sił zbrojnych państw europejskich - także z myślą o wyrzutniach lądowych. Na pewno jest też takie zapotrzebowanie. Storm Shadow jest używany na Ukrainie. Rosjanie szybko się uczą i można zakładać, że będą coraz lepiej przygotowani do przeciwdziałania takim pociskom. Oczywiście, nie tracą one zupełnie efektywności, ale trzeba wprowadzać nowe generacje" – ocenił Palowski.
Jak zauważył, "jest już brytyjsko-francuski program mający doprowadzić do opracowania następcy pocisku Storm Shadow". "Być może on stanie się podstawą nowego pocisku" – dodał.
Według Palowskiego "taka zdolność na pewno jest potrzebna i dobrze by było, gdyby był to pocisk odpalany również z wyrzutni lądowych, nie tylko z platform powietrznych". "Są one bardzo przydatne, jednak w pewnych scenariuszach operacyjnych lepiej użyć wyrzutni lądowych" - zaznaczył.
"Co do udziału Polski, my aż takich tradycji nie mamy, nie produkowaliśmy pocisków przeciwokrętowych czy manewrujących, ale jeśli nie teraz, to kiedy" – powiedział. (PAP)
brw/ sdd/ wus/
Z Waszyngtonu Mikołaj Małecki i Oskar Górzyński (PAP)
mml/ osk/ ap/ wus/ just/ mms/ lm/