2024-07-10 10:40
publikacja
2024-07-10 10:40
Po pierwszym półroczu rynek podtrzymuje prognozę wzrostu gospodarczego Polski w 2024 r. na poziomie 3,0 proc., szacunki wahają się jednak od 2,6 proc. do 3,7 proc. Wzrost w tym roku będzie oparty o konsumpcję, napędzaną wysoką dynamiką dochodów do dyspozycji. Główne ryzyko to tempo ożywienia globalnego przemysłu oraz niepewność dotycząca kształtowania się światowej polityki.
"Od dłuższego czasu utrzymujemy prognozę wzrostu PKB Polski w tym roku na poziomie 3,0 proc. i w 2025 r. na poziomie 3,5 proc. Gdyby pojawiły się przekonujące sygnały, że słabość w gospodarce strefy euro i w Niemczech przemija, bylibyśmy skłonni podnieść nasze szacunki. Ponieważ póki co nie widać takich sygnałów, to – nawet jeśli jest trochę więcej optymizmu dotyczącego np. uruchomienia środków unijnych – wciąż mamy spory znak zapytania jak szybko niemiecka gospodarka odbije z dołka" - ocenia dyrektor departamentu analiz ekonomicznych w Santander BP, Piotr Bielski.
"Ostatnie dane jedynie w niewielkim stopniu zmieniły naszą prognozę dla PKB: od kilku miesięcy wskazujemy, że PKB w 2024 r. wyniesie 3,0 proc. W coraz większym stopniu jesteśmy przekonani, że wzrost w tym roku będzie oparty o konsumpcję napędzaną wysoką dynamiką dochodów do dyspozycji, aniżeli wydatkami na inwestycje" - napisali w komentarzu dla PAP Biznes ekonomiści ING, Michał Rubaszek i Leszek Kąsek.
Z konsensusu przeprowadzonego przez PAP Biznes na początku lipca wynika, że analitycy oczekują wzrostu PKB Polski w 2024 r. na poziomie 3,0 proc. Szacunki wahają się jednak od 2,6 proc. do 3,7 proc. Konsensusy PAP Biznes wskazują, że prognoza na ten rok na poziomie 3,0 proc. utrzymuje się na rynku od kwietnia.
Poniżej wyniki najnowszego konsensusu dla wzrostu PKB Polski w latach 2024-2026.
mediana | średnia | min | max | liczba odpowiedzi | |
2024 | 3,0 | 3,0 | 2,6 | 3,7 | 18 |
2025 | 3,8 | 3,9 | 3,0 | 4,8 | 18 |
2026 | 3,6 | 3,8 | 3,0 | 5,5 | 12 |
"Prognozy nie zmieniły się w ostatnich miesiącach. Realizuje się bowiem scenariusz dynamicznego ożywienia konsumpcji prywatnej dzięki odbiciu realnych dochodów gospodarstw domowych, silnego osłabienia inwestycji z tytułu kalendarza wydatkowania środków unijnych i bardzo powolnej poprawy w globalnym przemyśle i popycie zagranicznym" - wskazuje ekonomistka BOŚ Aleksandra Świątkowska.
Inwestycje mają szansę ruszyć dopiero pod koniec 2024 r.
Jak zaznaczają ekonomiści, wzrost gospodarczy w Polsce w tym roku będzie oparty głównie o konsumpcję prywatną, inwestycje mają szansę ruszyć dopiero pod koniec 2024 r.
"Zgodnie z założeniami 2024 jest rokiem konsumenta, pierwszy kwartał wyraźnie to pokazał. Nawet jeśli po drodze pojawiały się zwątpienia – że być może konsument nie wydaje tyle, ile miał wydawać, a sprzedaż detaliczna jest trochę słabsza, to potem okazywało się, że sytuacja jest lepsza niż wskazywały miesięczne dane. Najmocniej rosną wydatki tam, gdzie na bieżąco ich nie widać, czyli w usługach, a sprzedaż detaliczna mówi nam tylko o towarach i to nie we wszystkich sklepach" - powiedział PAP Biznes Bielski z Santander BP.
"Myślę, że na razie ta historia jest aktualna – 2024 to solidny wzrost konsumpcji. Pod koniec roku dołączy do tego wzrost inwestycji, który będzie szczególnie widoczny w 2025 r. – będziemy mieć przed sobą dwa lata sprintu w wydatkowaniu środków unijnych na inwestycje. W przyszłym roku konsumpcja wciąż będzie rosła, ale przygaśnie wobec obecnego roku – dynamika płac będzie wolniejsza, a inflacja się podniesie. Wzrost będzie trochę szybszy, ale wajcha przesunie się w stronę inwestycji" - dodał.
Ekonomista Banku Pekao Karol Pogorzelski wskazuje, że odbudowa konsumpcji prywatnej nie jest jednak tak silna, jak sugeruje to wzrost płac - gospodarstwa domowe część dochodów przeznaczają na odbudowę oszczędności.
"W tym roku motorem wzrostu będzie konsumpcja, która będzie rosła ze względu na silniejszy od inflacji wzrost płac – siła nabywcza gospodarstw domowych rośnie. Widać jednak, że nie jest to taki mocny boom konsumpcyjny jaki mógłby być - płace rosną szybciej niż konsumpcja. Gospodarstwa domowe chcą odbudować oszczędności" - powiedział PAP Biznes Pogorzelski.
Ryzykiem tempo ożywienia w globalnym przemyśle
Ekonomiści są zgodni w ocenie, że jednym z głównych ryzyk dla polskiej gospodarki pozostaje tempo ożywienia w globalnym przemyśle i handlu zagranicznym.
"Największym znakiem zapytania jest sytuacja przemysłu, który w dużym stopniu jest uzależniony od popytu zagranicznego. Jeśli coś miałoby wykoleić nasze prognozy to właśnie eksport, czyli sytuacja w gospodarce zachodnioeuropejskiej, która w połączeniu z dość silną walutą mogłaby pogorszyć perspektywy" - powiedział PAP Biznes Piotr Bielski z Santander BP.
"Nie jest to jednak scenariusz bazowy, zakładamy ożywienie w globalnym przemyśle. Ono póki co pochodzi przede wszystkim z Azji, ale zakładamy, że prędzej czy później dotrze do Europy" - dodał.
Również Aleksandra Świątkowska z BOŚ wskazuje, że dla stabilnego i trwałego ożywienia polskiej gospodarki nie wystarczy dynamiczne przyspieszenie konsumpcji prywatnej.
"Trudno także, analizując wyniki zaawansowania podpisywanych umów na finansowanie projektów inwestycyjnych współfinansowanych ze środków UE, oczekiwać dynamicznego przyspieszenia inwestycji publicznych. Bardzo ważna jest zatem kontynuacja ożywienia popytu zagranicznego. Dotychczasowe słabe wyniki globalnego handlu - przede wszystkim osłabiające przemysł niemiecki - ograniczały zarówno sprzedaż eksportową jak i popyt inwestycyjny sektora prywatnego, w szczególności w przemyśle" - powiedziała PAP Biznes ekonomistka.
"W tym kontekście istotnym czynnikiem ryzyka jest także wpływ na koniunkturę postępujących globalnych zmian strukturalnych, takich jak deglobalizacja, wojna handlowe, dodatkowo podwyższające ryzyko dla firm przemysłowych" - dodała.
Świątkowska wskazuje, że istotną barierą aktywności polskich przedsiębiorstw pozostają też rosnące koszty.
"Choć porównując dane na przestrzeni lat obecnie raczej należy wskazywać na spadki, czy też pogorszenie sytuacji finansowej firm, z wcześniejszych bardzo wysokich poziomów, to widoczne jest coraz większe zróżnicowanie sektorowe, z wyraźnie słabszymi wynikami sektora przemysłowego" - powiedziała PAP Biznes ekonomistka.
"Czynnikiem ryzyka jest ewentualne nasilenie presji kosztowej w grupie surowców i materiałów z tytułu wciąż bardzo niestabilnej sytuacji geopolitycznej i strukturalnych łańcuchów dostaw w momencie bieżących wyzwań podwyższonej presji z tytułu kosztów pracy" - dodała.
Ekonomiści ING zaznaczają, że wśród czynników krajowych największą niewiadomą jest dynamika rynku pracy.
"Tutaj ważne jest na ile niekorzystne zmiany demograficzne będą czynnikiem ograniczającym stronę podażową naszej gospodarki. Otwarte pozostaje pytanie o potencjał do poprawy produktywności, który mógłby skompensować osłabienie konkurencyjności wynikającej z wysokich podwyżek płacy minimalnej, aprecjacji złotego i niekorzystnego miksu energetycznego - napisali w komentarzu Michał Rubaszek i Leszek Kąsek z ING.
Światowa polityka niewiadomą, jesień będzie gorąca
Obok kwestii gospodarczych w tym roku rynki z coraz większą uwagą śledzą sytuację polityczną na świecie. W Europie inwestorzy analizują ostatnie wyniki wyborów w Wielkiej Brytanii i Francji, w USA przygotowują się na jesienne wybory prezydenckie.
W ubiegłym tygodniu w wyborach do brytyjskiej Izby Gmin zdecydowanie zwyciężyła pozostająca od 14 lat w opozycji Partia Pracy - w nowej kadencji będzie mieć 411 posłów. Partia Konserwatywna będzie mieć 121 posłów, a Liberalni Demokraci – 72. Nowym premierem Wielkiej Brytanii został lider Partii Pracy, Keir Starmer.
Z kolei w drugiej turze francuskich wyborów parlamentarnych niespodziewanie zwyciężył lewicowy sojusz Nowy Front Ludowy (NFP), uzyskując 182 mandaty. Centrowy obóz prezydenta Emmanuela Macrona uzyskał 168, a skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe (RN) – 143. Ponieważ żadna partia nie uzyskała w wyborach większości bezwzględnej, wynoszącej 289 miejsc, różne obozy polityczne mogą porozumieć się w sprawie utworzenia większości.
"Pomimo ostatecznego zwycięstwa lewicy niepewność co do kształtu francuskiej polityki utrzymuje się, gdyż żadna z partii nie uzyskała samodzielnej większości i nie budowały wcześniej między sobą układów koalicyjnych" - wskazali w raporcie ekonomiści Banku Millennium.
Za Oceanem rosną natomiast szansę na wygraną Donalda Trumpa w jesiennych wyborach na prezydenta USA. Dwa opublikowane w ubiegłym tygodniu badania "New York Timesa" i "Wall Street Journal" pokazują największą dotąd przewagę Trumpa nad Joe Bidenem, od 6 do 8 pkt. proc. Przytłaczająca większość respondentów uważa też, że obecnie urzędujący obecnie prezydent jest zbyt stary, by pełnić swoją funkcję. Biden deklaruje, że "absolutnie" nie ma zamiaru wycofywać się z wyścigu o fotel prezydenta USA.
"Szanse wygrania wyborów prezydenckich przez Donalda Trumpa w USA wzrosły, a to zwycięstwo będzie oznaczać pewien odwrót do rynków wschodzących na rzecz dolara. Polska może na tym ucierpieć, aczkolwiek stabilny i dość wysoki poziom stóp procentowych będzie chronić złotego i rentowności obligacji przed awersją do ryzyka. Prezydentura Trumpa oznacza zaostrzenie wojen handlowych na świecie i luźną politykę fiskalną w USA, np. obniżki podatków" - powiedział PAP Biznes Karol Pogorzelski z Banku Pekao.
"To sugeruje wyższe stopy procentowe w USA i ucieczkę kapitału do tego kraju, która prowadziłaby do osłabienia złotego. Na razie nie wydaje się jednak, żeby było to ryzyko makroekonomiczne dla polskiej gospodarki, ale może być widoczne w podwyższonej zmienności złotego" - dodał.
Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych są zaplanowane na 5 listopada 2024 r. (PAP Biznes)
pat/ ana/