„Jeździłam na spotkania, a w drodze odciągałam pokarm, odpisywałam na e-maile, drugą ręką kołysząc wózek. Myślałam, że gdy odpuszczę, to będzie znaczyć, że nie dałam rady”- tak o swoich doświadczeniach z prowadzenia własnej firmy opowiada Anna Gumowska, założycielka i CEO agencji public relations PrimeTimePR, mama czwórki dzieci.
Bohaterką drugiego odcinka z serii MAM(A)BIZNES jest Anna Gumowska, założycielka i CEO agencji komunikacji marketingowej PrimeTimePR, którą prowadzi od 2011 roku. Mama czwórki dzieci w wieku od 5 do 12 lat.
MAM(A)BIZNES to seria artykułów, w których publikujemy sylwetki przedsiębiorczych mam. Obok ich pomysłów na biznes, w tym projekcie szczególnie interesują nas przepisy na codzienne zmagania, które mogą stanowić inspirację dla innych kobiet. Jeśli chcesz podzielić się swoimi doświadczeniami jako mama „na swoim”, napisz do nas na [email protected]
Malwina Wrotniak: Założyłaś i prowadzisz agencję świadczącą usługi public relations, jednak wybrałaś działanie głównie na kilku konkretnych rynkach.
Anna Gumowska: Tak, świadczymy usługi z zakresu budowania wizerunku, komunikacji i PR dla sektora nieruchomości, inwestycji i finansów.
Tak było od początku?
Od dnia założenia działalności profil firmy się nie zmienił, choć zakres usług znacznie się poszerzył, tak jak i współpraca z ludźmi, czyli zespół, który stworzyłam na przestrzeni tych lat.
Natomiast po kilku latach działalności, gdy już zatrudniałam kilka osób, zdecydowałam się zawęzić grupę moich klientów do branży nieruchomości i to uważam za dobre posunięcie. Dzięki temu mogliśmy jako zespół skupić się właśnie na tej branży i w niej doskonalić, by z czasem wyróżnić się na rynku wśród innych agencji PR.
Czym zajmowałaś się, zanim rozpoczęłaś działalność PR na własną rękę?
Po skończeniu trzech lat studiów z zakresu socjologii i obronie licencjatu wiedziałam, że nie chcę ich kontynuować. Zdecydowałam się podjąć podyplomowe studia z zakresu public relations na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie i tam po kilku miesiącach poszukiwano kogoś na staż w agencji PR. Zdecydowałam się na rekrutację i w ten sposób rozpoczęła się moja przygoda z tą branżą.
Po stażu zaproponowano mi pracę na stanowisku PR Manager. W międzyczasie obroniłam tytuł magistra na kierunku informacja naukowa na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Później pracowałam w jeszcze jednej agencji PR, zaszłam w ciążę i kilka miesięcy po porodzie zdecydowałam się na otwarcie własnej firmy. Zostałam przedsiębiorczynią już jako mama mojej pierwszej, wówczas 10-miesięcznej córki.
W czym własna firma miała być dla młodej mamy lepsza od etatu?
Pomysł na własną firmę przyszedł dość naturalnie – jako mama chciałam mieć więcej czasu dla dziecka.
I udało się to?
Po latach widzę, że mój biznes sprawił, że nie tyle mam więcej czasu, niż pracując na etacie (choć myślę, że to też), co mogę nim zarządzać w bardziej elastyczny sposób – na przykład wykonać pewne zadania wieczorem czy w weekend (co również się zdarza) lub pracować z dowolnego miejsca na świecie – w formule workation.
Jakich zasobów wymagał start z taką działalnością?
Do mojej pracy wystarczył mi jedynie komputer. Nie pozyskiwałam finansowania zewnętrznego. Potem każdy potrzebny zakup czy wynajem biura finansowałam już z zysków, jakie przynosiła firma.
Własny biznes to cała masa wyzwań. Które postrzegasz jako największe i – to chyba będzie moje sztandarowe pytanie w tej serii – co poradziłabyś dzisiaj sobie z wtedy, żeby było łatwiej?
Najtrudniejsze dla mnie były i są kwestie formalne – księgowość, podatki, rozliczenia z urzędami. Jestem zdania, że warto wesprzeć się w tym miejscu specjalistami, moim księgowym był wówczas mój mąż, który do dziś pomaga mi w tym zakresie.
Jaki cel stawiasz sobie dziś na horyzoncie, mając za sobą ponad 10 lat prowadzenia własnej firmy?
Moim celem biznesowym jest dalszy rozwój. Nie stawiam sobie celów finansowych, sama droga jest dla mnie celem i chcę coraz lepiej robić to, co robię. Z pewnością mogę powiedzieć, że dążę do tego, by ludzie, z którym pracuję, nadal mi towarzyszyli i z przyjemnością przychodzili do pracy. To dla mnie niezwykle ważne, bo to oni stanowią serce tej firmy.
Wspomniałam o dekadzie doświadczenia, a to szmat czasu. Przyznajesz się przed sobą do błędów w tym czasie?
W ciągu niemal 12 lat posiadania własnego biznesu, poza firmą „rozwinęła się” również moja rodzina. Jako mama 4 dzieci nie zawsze umiałam prawidłowo ustawić priorytety. Nie pozwalałam sobie na dłuższy urlop macierzyński i nawet na porodówkę przyjeżdżałam z laptopem… Z perspektywy czasu uważam, że to było niepotrzebne. Często nie umiałam odpuścić, dając z siebie 200%. Dziś uważam, że warto dać sobie czas jako mamie i kobiecie, nie bać się, że coś nas ominie lub stracimy firmę.
Co można zyskać, odpuszczając czasami w ten sposób?
Mam na myśli, że są w życiu każdego człowieka takie momenty i taki czas, w którym od sukcesów zawodowych czy finansowych ważniejsza jest m.in. rodzina, dziecko czy czas tylko dla siebie. Ja na początku działalności tego czasu miałam niewiele, bo realizowałam się zawodowo, myśląc, że gdy odpuszczę, to będzie znaczyć, że nie dałam rady. I tak – jeździłam na spotkania, a w drodze odciągałam pokarm, odpisywałam na e-maile, drugą ręką kołysząc wózek, prasowałam ubranka, słuchając relacji z konferencji branżowych…
Być może to kwestia osobowości czy ambicji, a może młodego wieku, ale wydaje mi się, że my, kobiety często staramy się za bardzo i dajemy z siebie więcej, niż jest to niekiedy potrzebne. My – żony, matki, przedsiębiorczynie, ale również kobiety pracujące na etacie – tak bardzo chcemy „dać radę”, że zapominamy o sobie i naszych życiowych priorytetach czy wartościach.
Najmłodsza trójka Twoich dzieci urodziła się, gdy już prowadziłaś swoją firmę. Przygotowywałaś biznes na macierzyńskie przerwy?
Za każdym razem, gdy byłam w ciąży, zatrudniałam już kilka osób, spośród których 1-2 były w firmie kluczowe. Przygotowałam je do zwiększenia liczby obowiązków, żebym mogła skupić się w tym czasie na dziecku. Nigdy jednak całkowicie nie wyłączałam się z działań firmy.
Dzisiaj myślę, że na pewno dobrze mieć kogoś zaufanego, kto wesprze nas w tym szczególnym czasie. Mnie zawsze udawało się budowanie takiej właśnie relacji.
Prawda o łączeniu własnego biznesu z macierzyństwem, którą zrozumie tylko inna mama prowadząca własny biznes?
Zarządzanie czasem to sztuka, ale można ją opanować. (śmiech)
To jest to, co jako businesswoman i mamie w jednym spędza Ci sen z powiek?
Wydaje mi się, że mądre zarządzanie czasem jest jedną z najtrudniejszych rzeczy do opanowania.
Jako przedsiębiorczyni chcę się rozwijać i mam ku temu wiele możliwości – konferencje, kongresy, webinary. Często muszę wybierać – udział w tych wydarzeniach czy popołudnie/weekend z dziećmi.
Hołdujesz w tym zakresie jakimś konkretnym zasadom?
Ograniczam wyjazdy zawodowe tylko do tych najbardziej dla mnie wartościowych – nie mam tu sztywnych zasad typu ilość dni w roku itp. Zdarza mi się niekiedy połączyć na przykład kongres, który odbywa się w innym mieście, z wyjazdem rodzinnym, tak aby wilk był syty i owca cała. (śmiech)
Paradoksalnie posiadanie większej liczby dzieci sprawia, że mogą bawić się razem, a starsze potrafią już zaopiekować się młodszym rodzeństwem, dzięki czemu zyskujemy trochę czasu.
Ale tak – odnalezienie balansu to na co dzień moje największe wyzwanie. Zależy mi na tym, żeby realizować się zawodowo w stopniu dla mnie satysfakcjonującym, bez poczucia, że zaniedbuję rodzinę czy poświęcam dla pracy swoje pasje. Balans ten odnoszę do aktualnego momentu w moim życiu, jest czas, gdy chcę i mogę mocniej zaangażować się w pracę, ale są też dni, tygodnie, a nawet miesiące, gdy życie zawodowe absorbuje mnie w mniejszym stopniu. Sztuką jest dla mnie dokonywanie mądrych wyborów w oparciu o okoliczności, w jakich akurat się znajduję i choć z upływem lat mam wrażenie, że tę sztukę opanowuję, wciąż zdarza mi się postawić na niewłaściwego konia.
Z poziomu idei zejdźmy na poziom konkretów, bo o takie doświadczenia innych mam moim zdaniem najtrudniej, stąd zresztą pomysł na serię MAM(A)BIZNES. Jak ogarniasz własną firmę i rodzinę z czwórką dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym?
Zaczynam pracę później niż inni, najczęściej około 9-10:00. Każdy poranek poświęcam dzieciom – śniadanie, pakowanie, przedszkole, szkoła.
Gdy wszystkie wyprawię już z domu, zajmuję się sobą, zawsze znajdując czas na minimum 15 minut jogi czy innych ćwiczeń. To mój święty czas, który sprawia, że mam energię na cały dzień i poczucie, że zrobiłam coś tylko dla siebie.
Mimo że zaczynam dzień później niż większość, staram się kończyć pracę do godziny 16:00 – wtedy muszę odebrać dzieci z przedszkola i poświęcić mój czas dla nich – czytaj: zajęcia dodatkowe. I tu dodam, że wszelkie aktywności pozaszkolne zorganizowaliśmy w obrębie dzielnicy, w której mieszkamy – to pozwala zaoszczędzić mnóstwo czasu na dojazdy, choć wiem, że nie każdy ma taką możliwość.
Dzielę się obowiązkami z mężem – oboje jesteśmy zaangażowani na tym samym poziomie i tak było od początku. Uważam, że to bardzo ważne, by rozmawiać o tym, kto i jak będzie zajmował się dziećmi, kiedy mamy czas dla siebie i trzymać się tego konsekwentnie.
Poniedziałki i czwartki to prawie zawsze dni w biurze – bez spotkań. Żeby poprawić efektywność, staram się np. umawiać spotkania jeden lub dwa razy w tygodniu i kumulować je jedno po drugim. To znów pomaga oszczędzić czas dojazdów.
Moja efektywność wzrosła, gdy zaczęłam dobrze planować swoje aktywności w kalendarzu Google. Wieczorami staram się znaleźć 5 minut, by zaplanować kolejny dzień i nie tracić na to czasu rano.
Zamiast odpisywać na maila, często używam dyktowania głosowego – to znacznie przyspiesza tworzenie treści.
Dzień staram się zawsze zakończyć wspólną kolacją – to czas na podzielenie się wszystkich członków rodziny opowieściami o tym, co działo w szkole czy przedszkolu. Później, młodsze dzieci idą spać, starsze – jeszcze chcą porozmawiać o bardziej „dorosłych” sprawach.
Około godziny 21:00 mam już zwykle czas dla siebie, na książkę, film czy kieliszek wina. Rzadko pracuję o tej porze, ale czasem się to zdarza, zwłaszcza gdy w ciągu dnia poświęciłam czas na spotkania czy wizytę u lekarza.
Na co brakuje miejsca w tej agendzie?
Często rezygnuję z niektórych propozycji współpracy czy udziału w różnych inicjatywach, kursach itp. Dzięki uważności staram się wybierać tylko to, co mi służy, choć nie zawsze to się udaje.
Mam świadomość, że mogłabym mieć więcej klientów i pracowników, ale wiem też, że ceną za to byłby mój czas i dlatego z tego rezygnuję.
Licząc się z mniejszymi pieniędzmi?
Oczywiście, wiąże się to również z rezygnacją z większych dochodów, ale dla mnie to czas ma największą wartość i celowo dokonuję takiego wyboru. Mój biznes przynosi satysfakcjonujące dochody, a nabyte doświadczenie wskazuje, że często lepiej postawić na jakość, a nie na ilość klientów.
Już nie tyle jako przedsiębiorczyni, co jako aktywna zawodowo mama – który rodzaj wsparcia pracujących rodziców uważasz za wartościowy i przyszłościowy?
Z mojej perspektywy najbardziej atrakcyjny byłby elastyczny czas pracy. Jestem przekonana, że pracujące mamy to bardzo wartościowe, często świetnie zorganizowane osoby na rynku pracy i warto je wspierać choćby w ten sposób.
Na koniec stały punkt programu. Poleć biznes innej pracującej mamy, której doświadczenia uważasz za potencjalnie wartościowe dla czytelniczek mambiznes.pl.
Agnieszka Golec, Grażyna Handwerker, Kinga Drab
Rozmawiała Malwina Wrotniak
Przeczytaj też: MAM(A)BIZNES #01 Wirtualna asystentka. „Mam dokładnie 8 godzin na pracę i rzeczy prywatne. To bardzo dużo”