***
Tekst ukazał się po raz pierwszy w 2020 r. Przypominamy go ze względu na przypadającą dziś piątą rocznicę śmierci Zbigniewa Wodeckiego.
***
"Co dzień nas gna w nowe strony zadyszany czas, Sto dat, Sto spraw wciąga nas, gna nas... I moje dni wszechobecny pośpiech, czasu znak, naznaczył i może przez to tak..."
"Lubię wracać tam, gdzie byłem" to bez dwu zdań jedna z najpiękniejszych piosenek Zbigniewa Wodeckiego, przedwcześnie zmarłego w 2017 r. piosenkarza, kompozytora, trębacza i skrzypka. Nastrojowa, romantyczna ballada, której tekst stanowi sentymentalną podróż w czasy rodzącego się wielkiego uczucia – w tym przypadku do żony Krystyny. Muzykę napisał sam Wodecki, a słowa wyszły spod pióra Wojciecha Młynarskiego. Można je interpretować również jako jego osobistą wędrówkę.
To jeden z tych najbardziej sztandarowych czy festiwalowych utworów, które przyniosły Wodeckiemu największą popularność, obok "Z tobą chcę oglądać świat", "Zacznij od Bacha", "Po co ten żal", "Chałupy welcome to" czy "Pszczółki Mai". Jest to też kompozycja dosyć niestandardowo zbudowana, zakończona bardzo liryczną solówką skrzypcową na tle delikatnych partii fortepianowych.
Artysta śpiewał tę piosenkę zarówno solowo, jak i w wielu duetach — z Zofią Kamińską, a potem m.in. Ireną Santor, Krystyną Giżowską, Krystyną Prońko, Eleni i Ewa Bem. Jeden z bardziej pamiętnych duetów stworzył z Alicją Majewską, z którą przypomniał przebój na deskach opolskiego amfiteatru w roku 2015. Ważnym wykonaniem było także to z Hanną Banaszak w Opolu w roku 1988.
Tego nie wie nikt...
Co ciekawe, wbrew obiegowej opinii, utwór powstał wiele lat przed tym, jak stał się przebojem. Często można się spotkać ze stwierdzeniem, ze skomponowany został około roku 1980, tymczasem w internecie bez trudu można znaleźć wykonanie o rok starsze, z telewizyjnego programu "Muzyka Małego Ekranu". Okazuje się, że piosnka miała już wtedy kilka lat, po prostu przeleżała w szufladzie.
— Nie dojdziemy do tego, dlaczego przeleżała, bo tego nie wie nikt — przyznaje Kasia Wodecka-Stubbs, córka artysty, dyrektor artystyczna Wodecki Twist Festiwal. — Tata na początku lat 70. zaczął pisać pierwsze własne kompozycje, w tym właśnie "Lubię wracać tam, gdzie byłem", ale potem na pewien czas skierował się w stronę jazzu, grał z Jerzym Milanem i Andrzejem Trzaskowskim, więc je odstawił. Wrócił do nich pod koniec tamtej dekady.
"Lubię wracać tam, gdzie byłem już, pod ten balkon pełen pnących róż, na uliczki te, znajome tak, do znajomych drzwi pukać, myśląc, czy... Czy nie stanie w nich czasami ta dziewczyna z warkoczami".
Jak po maśle
Samą genezę utworu Wodecki tak wspominał w 2010 r. w rozmowie z "Tygodnikiem ANGORA". — To mi się układało takt po takcie. Szło jak po maśle. I kotły, i to symfoniczne brzmienie. Melodię pisałem od razu z aranżem. Jak wokal szedł tak, to smyki musiały być tak napisane. To mi się tak układało jako całość.
Kasia Wodecka Stubbs: ludzie kochali mojego tatę jako człowieka, a nie ikonę z telewizji [WYWIAD]Artysta na początku lat 70. miał już za sobą pierwsze sukcesy, był też znany i ceniony w środowisku muzycznym, blisko związany z Piwnicą pod Baranami. Mimo to z pewną nieśmiałością zwrócił się z prośbą o tekst do Wojciecha Młynarskiego. Pojechał wtedy do niego do Kościeliska, prezentując mu fortepianową wersję. — Przyjechałem, on mówi "Ładne, ładne. Napiszemy, napiszemy". No i jak po jakimś czasie dał mi tekst... Wspaniale współgrający z muzyką. Ba! Moim zdaniem on tę muzykę swoją jakością przebił.
"Lubię wracać w strony, które znam, po wspomnienia zostawione tam, by się przejrzeć w nich, odnaleźć w nich choćby nikły cień pierwszych serca drżeń, kilka nut i kilka wierszy z czasów, gdy kochałaś pierwszy raz... I ty nie raz, w samym środku zdyszanego dnia, oglądasz się tak jak ja, jak ja..."
Kiedy pękła struna
— Ta piosenka jest częścią historii moich rodziców i ich legendarnej miłości od pierwszego wejrzenia, kiedy w Piwnicy pod Baranami pękła struna, bo tato zobaczył mamę, a ona już wiedziała, jak cudowny i zdolny jest ten wspaniały chłopak – wspomina Kasia Wodecka-Stubbs, datując powstanie utworu na rok 1970, ewentualnie 1971. — Rodzice poznali się potem w Kolorowej, niezwykle popularnym miejscu w Krakowie, za sprawą Zygmunta Koniecznego, który potem został świadkiem na ich ślubie.
Córka Wodeckiego wie o historii powstania piosenki z opowieści rodziców, ale nie tylko. — Świadczy o tym także tekst odnoszący się do starej kamienicy przy ul. Kapucyńskiej, przy Plantach, którą wtedy krótko wynajmowali, z charakterystycznym balkonem pełnym pnących róż. Wojciech Młynarski zadedykował tekst rodzicom, stąd pojawiają się "dziewczyna z warkoczami", czyli moja mama, i "chłopak ze skrzypcami", mój tato. Pan Wojciech przyjechał wtedy do mieszkania moich rodziców i wiem, że tekst powstał bardzo szybko.
Szlakiem Zbigniewa Wodeckiego. "Oddychał Krakowem, kochał tu być"Miejsca znane i znane
Agata Młynarska, córka Wojciecha Młynarskiego, podkreśla w dokumentalnym internetowym cyklu "Piosenki na wagę złota", że "Lubię wracać tam, gdzie byłem" opowiada o historii prawdziwej także ze względu osobę autora słów.
— Mój tata najbardziej na świecie lubił wracać w strony, które znał, dlatego na wakacje zawsze jeździliśmy w te same miejsca — do Jastarni lub Juraty, albo do Kościeliska i do Zakopanego. Tata lubił wracać do tych samych ludzi, chodzić tymi samymi szlakami i odwiedzać te same miejsca. To było dla niego bardzo ważne, żeby wracać w miejsca oswojone i chodzić po tych samych śladach. Nie lubił rozpoznawać nowych miejsc. Czuł się w tych starych, dobrze wydeptanych jak u siebie i to było dla niego najcenniejsze. Wtedy najlepiej odpoczywał i tam też pisał piosenki.
Materiał niekoniecznie na przebój
Utwór stał się popularny już w 1980 r., po występie na Festiwalu w Opolu, gdzie Wodecki zaprezentował go dwukrotnie podczas koncertów "Od Opola do Opola" i "Mikrofon i ekran", chociaż na swoją płytową premierę czekał do roku 1992, kiedy ukazała się składanka artysty "Największe Przeboje". W 1983 r. radiowym przebojem był duet nagrany przez Wodeckiego z Zofią Kamińską. Wtedy też piosenkarz wyjechał z "Lubię wracać tam, gdzie byłem", na festiwal OIRT, popularnie zwany Interwizją, organizowany przez Międzynarodową Organizację Radia i Telewizji (OIR).
— Troszkę się bałem, bo wydawało mi się, że to nie jest materiał na przebój, taki co to wszyscy do taktu klaszczą albo kiwają się w rzędach — przyznawał w rozmowie z "Tygodnikiem ANGORA".
Z długami i różą
Okazało się jednak, że Wodecki konkurs wygrał. — Byłem tak szczęśliwy, że taki wolny numer wygrał, że mamy pierwsze miejsce, że pożyczyłem od kolegów pieniądze i na własną rękę wystawiłem bankiet — wspominał. — Nie pamiętam, czy to było 4 tys. koron, czy 14 tys. koron, ale to były duże pieniądze, za które nakupowałem koniaki, szampany. Wszystko na poczet tej nagrody, którą następnego dnia miano mi wręczyć i która miała mi to zwrócić.
Zdziwienie artysty, kiedy okazało się, że nagrodą jest róża, było wielkie. — Jedna! Żeby dali chociaż trzy, to by się jeszcze je gdzieś opchnęło, ale jedną? Tak więc zostałem z długami i z jedną różą, ale miałem dużo satysfakcji, że wygraliśmy.
"Oglądasz się tam, gdzie miłość zostawiłaś swą, Ty jedna mnie umiesz pojąć, bo..."
W skarpetce i bez
Długi po tamtym bankiecie spłacał, jak mówił, przez trzy lata, ale jak wspominał w książce "Wodecki. Tak mi wyszło", dzięki temu utworowi sporo także zarobił. — To było w bułgarskim Słonecznym Brzegu, podczas festiwalu Złoty Orfeusz, na który pojechałem z Andrzejem Jaroszewskim. Otrzymaliśmy, rzecz jasna, diety, ale poszły pierwszego wieczoru i zostaliśmy kompletnie bez grosza. Słowacy nas uratowali, rybą się podzielili, bo byliśmy głodni jak psy. "No, może dostanę jakieś trzecie miejsce" – pocieszaliśmy się. Wywiesili listy. Jest! Pierwsze! Pojawiły się lewy, mogliśmy chłopakom postawić. I znowu dzięki Młynarskiemu, który napisał mi tekst. Kocham Wojtka jak miliony Polaków.
Autorzy książki "Tak mi wyszło": każdy ma swojego Wodeckiego [WYWIAD]W Bułgarii doszło też do zabawnego "incydentu". — Podczas tego festiwalu wyprałem sobie skarpetki i jedną mi zwiało z balkonu. Miałem więc do wyboru albo wystąpić bez, albo w jednej. Na lekkim kacu, zdenerwowany, bo to jednak festiwal, uznałem, że lepsza jedna niż żadna, bo jak mi się podwinie nogawka, to zawsze mam 50 proc. szans, że to będzie na tej ze skarpetką. I jak już dostałem nagrodę, to pomyślałem, czy to aby nie jest dobry omen, czy nie ciągnąć tak dalej z jedną kropką. (...) Nie, jednak nie. Nogi mi marzły.
"Lubisz... Lubisz wracać tam, gdzie byłaś już, pod ten balkon pełen pnących róż, na uliczki te, znajome tak, do znajomych drzwi pukać, myśląc, czy... czy nie stanie w nich czasami tamten chłopak ze skrzypcami..."
Twój powrót brzmi znajomo
Piosenka weszła oczywiście na stałe do repertuaru Wodeckiego i trudno było sobie bez niej wyobrazić jego koncert — sam artysta, znany z wielkiego poczucia humoru i dystansu do siebie, uwielbiał zmieniać w towarzystwie tekst na "Lubię wracać tam, gdzie piłem już" lub "Lubię zwracać tam, gdzie piłem już, pod ten balkon pełen pnących róż".
Utwór doczekał się też sporej liczby coverów — jeden z nich zaprezentował dwa lata temu w programie "Twoja twarz brzmi znajomo" Mateusz Ziółko — to wykonanie ma już ponad 14 mln wyświetleń na YouTubie. Za to 8 mln zebrał Dawid Podsiadło, który zmierzył się z piosenką kilka lat temu na Wodecki Twist Festiwal. Zaśpiewał ją w swoim stylu.
— Może i się komuś narażę, ale wersja Dawida jest jedną z moich ulubionych — przyznaje Kasia Wodecka-Stubbs.
Jeszcze jeden powrót
Zbigniew Wodecki zaśpiewał tę piosenkę także na małym ekranie, występując w 2009 r. w jednym z odcinków serialu "39 i pół". Zagrał oczywiście samego siebie, a na scenie partnerował mu Tomasz Karolak. Główny bohater, Darek Jankowski, otwierał klub muzyczny, czemu sprzeciwiała się jedna z mieszkanek pobliskiej kamienicy. Obecność Wodeckiego na otwarciu miała ją udobruchać...
Jako że serial cieszył się bardzo dużą popularnością wśród młodych ludzi, "Lubię wracać tam, gdzie byłem" zaistniała dzięki niemu w świadomości kolejnego pokolenia.
"Tam, gdzie miłość zostawiłaś swą, Ty jedna mnie umiesz pojąć, bo... lubisz... lubisz wracać tam, gdzie…"
My też lubimy do tej piosenki Zbigniewa Wodeckiego wracać, tak jak i do wielu innych. On także chętnie wracał do swoich fanów, wielokrotnie objeżdżając Polskę wzdłuż i wszerz, robiąc średnio około 100 tys. km rocznie. — Mój zawód to kierowca — żartował, chociaż rzeczywiście za kierownicą spędzał więcej czasu niż na estradzie. A najbardziej lubił po wszystkim wracać tam, gdzie czuł się najlepiej – do swoich bliskich.