Rosja od kilku tygodni używa w wojnie na Ukrainie zakupionych w Iranie samolotów bezzałogowych. To przede wszystkim tzw. drony-kamikadze, które uderzają w ukraińskie cele. W szczątkach takich maszyn, także zestrzelonych przez obronę przeciwlotniczą, znaleziono zachodniej produkcji części, w tym pochodzące z USA i Polski.
Przez pierwsze niemal pół roku wojny na Ukrainie Rosjanie w dużej mierze dominowali w niej w powietrzu, ale pojedynek na bezzałogowce z Ukraińcami przegrywali. Strona ukraińska stosowała bowiem produkowane w Turcji Bayraktary, które pozwalały zarówno prowadzić rozpoznanie, jak i uderzać w cele naziemne.
Rosjanie stosowali z kolei dużo lżejsze drony Orłan-10 własnej produkcji, które jednak służą wyłączone do rozpoznania, a do tego mają mały zasięg i łatwo je wykryć obronie przeciwlotniczej.
Putin pojechał po drony do Iranu
Rosja postanowiła więc zakupić drony w Iranie, który rozwinął ich produkcję w ostatnich latach m.in. dzięki kopiowaniu rozwiązań amerykańskich i izraelskich na podstawie maszyn, jakie rozbiły się podczas obserwacji irańskiego terytorium.
Aby przypieczętować zakup z wizytą w Iranie byli nie tylko rosyjscy eksperci wojskowi, ale nawet sam prezydent Władimir Putin. Rosjanie zakupili pod koniec sierpnia przede wszystkim drony Shahed-131 i Shahed-136, które służą jako tzw. amunicja krążąca, czyli przez pewien czas obserwują z góry cel, a potem spadają na niego jak rakieta i eksplodują dzięki głowicy z materiałem wybuchowym.
Rosjanie szybko wprowadzili irańskie drony (nazywane przez rosyjskich żołnierzy potocznie „Szahedowami”, a oficjalnie Geran-2) do użytku bojowego. Uderzali nimi w cele m.in. w Odessie czy niedawno odbitym z ich rąk Kupiańsku.
Ukraińskiej obronie przeciwlotniczej, wzmocnionej dostawami zachodniego uzbrojenia (np. samobieżnymi działkami przeciwlotniczymi Gepard przekazanymi przez Niemcy) udało się jednak zestrzelić część irańskich bezzałogowców w rosyjskiej służbie.
Amerykańskie czipy i brytyjsko-polska pompa paliwowa
Tymczasem okazało się, że Irańczycy do produkcji swoich dronów wykorzystali zagraniczne komponenty. Zostały one znalezione we wrakach „Szahedów” zestrzelonych nad Ukrainą.
O sprawie poinformowała „Ukraińska Prawda”, powołując się na swoje źródła w Centrum Komunikacji Strategicznej Sił Zbrojnych Ukrainy, które potem te informacje oficjalnie potwierdziło.
W jednym z wraków irańskiego drona odkryto bowiem pięć płyt procesorowych wyprodukowanych przez amerykańską firmę Texas Instruments. To podzespoły dostępne na wolnym rynku i mające także szereg zastosowań cywilnych, ale nie wiadomo, czy Irańczycy zdołali czipy zakupić bezpośrednio w USA, czy też od kogoś odkupili.
Dzisiaj (29 września) natomiast doradca ukraińskiego ministra spraw wewnętrznych Anton Heraszczenko napisał na Twitterze, powołując się na informacje portalu United24, że w tym samym dronie zamontowano też pompę paliwową posiadającą logo brytyjskiej firmy TI Automotive.
Co ciekawe, obok znajduje się napis Poland, co sugeruje, że akurat tę część wyprodukowano w zakładzie brytyjskiej firmy znajdującym się w Bielsku-Białej. Polska fabryka nie miała jednak żadnego wpływu na dystrybucję wyprodukowanych części, a Irańczycy też zapewne nie kupili jej bezpośrednio od Brytyjczyków.
Wytworzone w Bielsku-Białej pompy paliwowe mają zastosowanie cywilne i są eksportowane do różnych krajów świata, np. do Chin. Inżynierowie wojskowi z Iranu, a więc kraju obłożonego za jego wojskowy program nuklearny międzynarodowymi sankcjami, musieli więc wykazać się kreatywnością i zastosować powszechnie dostępne części cywilne zamiast specjalistycznych części do sprzętu wojskowego.