Miażdżąca większość osób, które zdecydowały się na udział w referendum, na postawione w nim pytania odpowiedziały przecząco. Frekwencja poniżej 50 proc. spowoduje, że nie będzie ono jednak wiążące. Dodatkowo wczorajszy dzień zdominowały doniesienia o nieprawidłowościach przy wydawaniu kart.
Referendum, w którym Polacy odpowiadali na cztery pytania dotyczące wyprzedaży majątku państwowego, migracji, wieku emerytalnego oraz zapory na granicy z Białorusią powszechnie postrzegane było jako sposób na mobilizację elektoratu PiS.
Wyborcy, którzy nie popierają tej partii, zdecydowali się na jego bojkot. Wrzucenie do urny pustej pustej karty do głosowania oznaczałoby bowiem kolejny głos liczony do frekwencji, przesądzającej o tym, czy to będzie wiążące, czy nie.
Według wytycznych PKW każdy wyborca miał możliwość odmowy którejkolwiek z trzech kart wyborczych, a odmowa ta powinna zostać odpowiednio odnotowana. Taką chęć powinien jednak zgłosić sam wyborca, a z relacji PKW wynikało, że w wielu komisjach członkowie sami pytali o to, czy wydać kartę do referendum lub też np. czy wydać „wszystkie karty” – tym samym sugerując, że wyborca może którejś nie przyjąć.
Racja po stronie PKW
– Instrukcja PKW była jasna, bo nie należało niczego sugerować ani o nic pytać. Problem w tym, że idzie to wbrew intuicyjnemu zachowaniu i zwykłej uprzejmości. Jeśli sprzedawca w sklepie, w tym przypadku członek komisji, widzi, że przychodzą do niego klienci i kupują dany towar w różnych wariantach, to z natury będzie pytał o to, jaki wariant wybierają – przekonuje dr hab. Wojciech Rafałowski z Wydziału Socjologii UW.
Pytany przez nas o tę samą kwestię, dyrektor Ośrodka Analiz Politologicznych UW dr hab. Olgierd Annusewicz mówi: – Bez wątpienia pytanie w stylu „A ile chcesz kart wyborczych?” zawiera w sobie sugestię „A może czegoś nie chcesz”. Ja nie mam specjalnie wątpliwości, że rację tutaj ma PKW, mówiąc, ze tego typu komentarze są złamaniem pewnych mechanizmów, bo jeżeli ja nie chciałem wziąć w udziału w referendum, to na gruncie przepisów, które są, sam powinienem o tym pamiętać.
Jak dodaje, choć nie przypisuje nikomu złych intencji, „nie włączyłby się do chóru, który usprawiedliwia komisje”. „Z drugiej strony wydaje się, że zabrakło odpowiedniego szkolenia czy wystarczająco intensywnej komunikacji ze strony tych, którzy to referendum organizowali”, wskazał Annusewicz.
Frekwencja niewystarczająca, ale wysoka
W specjalnym komunikacie PKW pouczyła komisje wyborcze, stwierdzając, że dodatkowe pytania dotyczące kart referendalnych są „niedopuszczalne”. Jednocześnie z deklaracji członków PKW wynikało, że niewiele dało się już zrobić – niemożliwe było bowiem masowe usuwanie tych członków komisji, którzy wyszli przed szereg i zasugerowali możliwość nieprzyjęcia karty.
Na poniedziałkowej konferencji szef PKW Sylwester Marciniak przekazał, że według danych z 28,23 proc. obwodowych komisji wyborczych frekwencja w referendum wyniosła 43,53 proc. To więcej niż prognozowany przez Ipsos poziom 40 proc., ale wciąż za mało, by było ono wiążące.
W rozmowie z EURACTIV Polska Annusewicz podkreślił jednak, że nie rozpatrywałby referendum ani w kategorii sukcesu, ani porażki. „Był prosty przekaz. Jeśli jesteś zwolennikiem Prawa i Sprawiedliwości, bierzesz udział”, mówił, podkreślając, że od początku było wiadomo, że referendum ma charakter „plebiscytu” i jest elementem „kampanii wyborczej”.
„Gdyby te pytania miały mniej plebiscytarny charakter, to frekwencja w nim byłaby na poziomie frekwencji w wyborach parlamentarnych”, wskazuje politolog. Jego zdaniem wyższa frekwencja od tej prognozowanej obecnie byłaby również, gdyby o podobne kwestie pytano poza wyborami, ale „pytaniami, a nie pytaniami retorycznymi”. „Zwłaszcza że niektóre elementy, takie jak np. kwestie polityki migracyjnej, są bardzo angażujące”, dodaje.
Mimo tego, patrząc historycznie, frekwencja i tak okazała się „niezwykle wysoka”. „Przypomnę, że ostatnie referendum ogłoszone przez Bronisława Komorowskiego miało frekwencję na poziomie niecałych 8 proc.”, wskazuje politolog.
Zgodnie ze wstępnymi wynikami ponad 95 proc. obywateli odpowiedziało „nie” w przypadku każdego z czterech referendalnych pytań. Różnice są minimalne, jednak największy sprzeciw wzbudziło pytanie dotyczące „przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki”. Tutaj przecząco odpowiedziało 96,96 proc. obywateli (dane z 28,23 proc. obwodów).