Alert RCB – absolutne minimum w czasie powodzi
Alerty RCB przez wiele lat używane były w sposób dziwny, a często także niezgodny z ich pierwotnym przeznaczeniem. Ostatnio jednak wróciły do swojej pierwotnej funkcji, choć zbyt często podawane są ogólne informacje o zagrożeniu, a zbyt rzadko ściśle ograniczone terytorialnie pilne informacje dla konkretnych miejsc. Alert RCB jest jednak podstawową formą ostrzeżeń, jakie można wysłać do użytkowników telefonów komórkowych, a ponieważ jest to wiadomość SMS, odebrać ją można na każdym, nawet najstarszym urządzeniu – nie tylko na smartfonie. Wiadomości są rozsyłane w określonych rejonach i odbierają je tylko terminale logujące się w zagrożonej okolicy. W warunkach klęski żywiołowej zasada jest prosta: nie lekceważyć żadnego komunikatu, a jeśli wysłane zostaną zalecenia od służb kryzysowych – bezwzględnie je wykonywać, dla własnego bezpieczeństwa.
Regionalny System Ostrzegania
Regionalny System Ostrzegania jest systemem administrowanym przez MSWiA, ale kontrolowanym przez Wojewódzkie Centra Zarządzania Kryzysowego na szczeblu wojewódzkim i Rządowe Centrum Bezpieczeństwa na poziomie ogólnopolskim. Częścią działań RSO są także wspomniane wyżej Alerty RCB, ale komunikaty rozsyłane są także do lokalnych rozgłośni radiowych i telewizyjnych. Powstała także aplikacja RSO, z pomocą której można zarejestrować się w określonym województwie (lub województwach) w celu odbierania komunikatów o wydarzeniach – można wybrać kategorie, które nas interesują – w tym przypadku ostrzeżenia pogodowe i hydrologiczne.
Wiadomości RSO nie mają ograniczeń długości i mogą być dokładniejsze od alertów RCB.
Aplikacje pogodowe – Windy, IMGW
Aplikacje pogodowe są jednymi z najpopularniejszych aplikacji na naszych smartfonach. Podstawą funkcjonalności są oczywiście prognozy, ale co lepsze prezentują też aktualną sytuację pogodową wprost na mapach i ekstrapolują ją na krótki czas naprzód. Dobre programy także są w stanie przekazywać ostrzeżenia, dostarczane przez IMGW lub rzadziej przez GDACS (Global Disaster Alert and Coordination System).
Zaletą jest duża czytelność takich ostrzeżeń, wadą podstawową mała rozdzielczość – o ile przejście frontu burzowego czy superkomórki widać na mapie radarowej niemal w czasie rzeczywistym, to żadna ze znanych mi aplikacji nie podaje na bieżąco danych o stanach wody w punktach pomiarowych i prognozach zmian. Nie robi tego dobrze także najbardziej oczywisty kandydat, program IMGW, który jednak jako jedyny potrafi przekierować na stronę – a tam już można znaleźć informacje o ostrzeżeniach hydrologicznych i pomiarach poziomu wód.
Aplikacja Polskie Rzeki
Przeszukując na potrzeby tego tekstu zasoby przydatnego oprogramowania, natknąłem się na program Polskie Rzeki. Dostępny wyłącznie dla urządzeń z systemem Android, jest wyspecjalizowanym narzędziem, które wprost na mapie pokazuje stany rzek na punktach pomiarowych. Po kliknięciu interesującego nas miejsca można uzyskać dodatkowe informacje, takie jak przebieg zmian w czasie i prognozę na kolejne godziny. Można też dodać punkt do obserwowanych ze wskazaniem, od jakiego poziomu wysyłane są alerty.
Potencjał aplikacji w warunkach powodziowych jest bardzo duży, problemem jest tylko fakt, że czerpie ona dane z serwerów IMGW, które w tych warunkach są często bardzo przeciążone. Może się zatem zdarzyć, że będą występowały przerwy w aktualizacji danych. Podczas prób narzędzie jednak działało wystarczająco sprawnie.
Mapy Google
Mapy Google wzbogacone zostały o rozszerzenie, które przyda się podróżującym w rejony dotknięte powodzią. Aplikacja może ostrzec przed intensywnymi opadami deszczu, na ekranie pojawiła się też ikona, po której kliknięciu otrzymamy podstawowe informacje powodziowe oraz linki do lokalnych źródeł informacji. Zmiany funkcjonalne pojawiają się stopniowo (nie u wszystkich już są), a ostrzeżenia i przekierowania działają oczywiście nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach. W aplikacji można także zgłosić zamkniętą drogę, co usprawni poruszanie się po rejonach dotkniętych powodzią innym uczestnikom ruchu. Oczywiście warto ograniczyć wszelkie wyjazdy w takie rejony tylko do niezbędnych.
Aplikacje regionalne
Wiele samorządów posiada własne metody elektronicznej komunikacji z mieszkańcami – bądź w formie lokalnych portali, w których można zarejestrować się w celu otrzymywania informacji lokalnych mailem bądź SMS-em, bądź aplikacji, za pomocą których rozsyłane są informacje ważne dla mieszkańców. W sytuacji zagrożenia z ich pomocą mogą być przesyłane także ostrzeżenia i komunikaty Lokalnych Centrów Zarządzania Kryzysowego, a ponieważ są one przygotowywane na szczeblu pojedynczych miast i gmin, ich dokładność może być wyższa niż innych alertów. Nie podam tu nazw konkretnych aplikacji – w rejonie którym zamieszkuję do takich zadań służy program mMieszkaniec (i z tego, co widzę, korzysta z niego wiele ośrodków), ale podobnych rozwiązań jest zapewne wiele i lokalni mieszkańcy powinni na stronach swoich gmin dowiedzieć się, w jaki konkretnie sposób jest to rozwiązane u nich.
Sieci obserwatorów pogody
Obserwując przebieg zdarzeń w ostatnich kilku dniach, muszę odnotować, że doskonale sprawdziły się oddolne inicjatywy, takie jak Sieć Obserwatorów Burz (mają swoją aplikację Monitor Burz) i Polscy Łowcy Burz – Skywarn Polska. Ich konta na Twitterze (X) były i są bardzo aktywne, przekazując na bieżąco raporty z terenów objętych zagrożeniem – zarówno własne, lub ze źródeł lokalnych, jak i agregując te z telewizji, radia czy IMGW. Jakość przekazywanych informacji i wiarygodność stała na bardzo wysokim poziomie, a czas reakcji pozwala na potraktowanie ich jako jednego z ważniejszych źródeł wiadomości dla mieszkańców Obserwatorzy i Łowcy mają też swoje kanały na Discordzie, gdzie także w razie potrzeby można zapytać o informacje. Zaskakująco skutecznie i sprawnie działał także portal pożarniczy Remiza.pl oraz ich konto na Twitterze (X), warto było także obserwować konta meteoprognoza.pl i meteomodel.pl – jeśli kogoś pominąłem, to przepraszam, robiliście świetną robotę.
Na zakończenie
Największym problemem nowoczesnych źródeł informacji w sytuacji klęski żywiołowej okazała się… ich nowoczesność. A dokładniej uzależnienie od źródeł energii elektrycznej. Smartfony nie chcą działać bez prądu, co więcej, tego prądu wymagają dość dużo.
Po stronie użytkownika można sobie dość łatwo zapewnić rezerwę na kilka, a nawet kilkanaście dni działania komunikacji – kilka powerbanków o większej pojemności poważnie wydłuża czas pracy, a prosta bateria słoneczna za kilkadziesiąt dolarów, którą da się przyczepić nawet do plecaka, pozwala w jakimś stopniu doładować pusty powerbank nawet przy fatalnej pogodzie. Nie wspominam tu o rozwiązaniach poważniejszych, takich jak generator spalinowy czy baterie podtrzymujące dużej pojemności, bo to rozwiązania, które ze względu na gabaryty są nieprzenośne i przydadzą się tylko, gdy nie zagraża nam bezpośrednie niebezpieczeństwo.
Jak wykazały ostatnie dni, znacznie poważniejszym problemem jest w ogóle utrzymanie działania sieci – na zalanych terenach zalane zostały też stacje bazowe operatorów telekomunikacyjnych, więc co z tego, że mamy smartfon, skoro nie można z niego skorzystać? Jedynym w miarę pewnym źródłem informacji w tych warunkach pozostało radio – tradycyjne małe radio na baterie lub przeznaczone do użytku w trudnych warunkach radia, które można zasilać korbą. Tego typu komunikacja jest oczywiście jednostronna, ale będzie działać wtedy, gdy zawiodą nowocześniejsze metody i mieszkając w rejonie dotkniętym ryzykiem powodzi, warto takie urządzenie mieć w domu na wszelki wypadek. Należy też pamiętać, że bezwzględne pierwszeństwo mają oczywiście informacje i polecenia wydawane przez służby na miejscu.
Zobacz także: Sami sobie wiążemy pętlę na szyi. Po co zużywamy tyle drewna w energetyce? (focus.pl)