Fejk tygodnia: Kłamstwa w kampanii wyborczej w USA

1 mies. temu 12

Kampania prezydencka w USA obfituje w fake newsy, kłamstwa i wzajemne oskarżenia, które nie mają podstaw w rzeczywistości. 

W Stanach Zjednoczonych kampania prezydencka weszła na ostatnią prostą. Już za niemal równy miesiąc – 5 listopada w całym kraju odbędzie się głosowanie, które rozstrzygnie, kto będzie rządził krajem przez najbliższe cztery lata. 

Główni kandydaci – reprezentujący Partię Republikańską Donald Trump oraz reprezentująca Partię Demokratyczną Kamala Harris w sondażach idą łeb w łeb. Nic więc dziwnego, że kampania jest zacięta. W wielu przypadkach jednak opiera się ona na fake newsach lub po prostu kłamstwach. Wszystko po to, by przedstawić kontrkandydata w jak najgorszym świetle, a siebie w jak najlepszym. 

Jak chodzi o kłamstwa i fake newsy, to prym wiedzie zdecydowanie Donald Trump, chociaż Demokratom również zdarzało się ubarwianie rzeczywistości. 

 Flickr, fot. Gage Skidmore (CC BY-SA 2.0)

Trump na bakier z rzeczywistością

W kampanii wyborczej głównymi tematami są bezpieczeństwo, koszty życia, migracja oraz aborcja. To właśnie te dwa ostatnie tematy najczęściej wykorzystywane są przez Donalda Trumpa i jego zwolenników do rozpowszechniania fake newsów. 

Jedzenie psów i kotów

Jednym z nich są twierdzenia byłego prezydenta USA, że w Ohio mieszkają migranci z Haiti, którzy zabijają i jedzą psy i koty Amerykanów. „Jedzą ich psy. Ludzie, którzy tam przyjechali, jedzą koty. Jedzą zwierzęta ludzi, którzy tam mieszkają. Takie rzeczy dzieją się w naszym kraju i to jest wstyd”, mówił Trump podczas wrześniowej debaty z Kamalą Harris. Takie tezy rozpowszechniał również jego kandydat na wiceprezydenta J.D. Vance

Taka narracja pojawiała się już wcześniej ze strony wyborców Republikanów. Mają one na celu nastawienie Amerykanów wrogo wobec migrantów i dać argument do podważenia polityki migracyjnej Demokratów. 

Lokalne media z Ohio postanowiły przyjrzeć się sprawie. W tym celu skontaktowały się m.in. z lokalną policją, która stwierdziła, że nie otrzymała żadnych zgłoszeń od mieszkańców, by jakiekolwiek zwierzęta zaginęły, zostały skradzione lub tym bardziej zjedzone. Oskarżeniom zaprzeczają również sami Haitańczycy oraz lokalne władze. 

W związku z tym, przedstawiciele lokalnej społeczności Haitańskiej ze Springfield w stanie Ohio, postanowili złożyć zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Trumpa i J.D. Vance’a. 

– Przez ostatnie tygodnie zarówno Trump, jak i Vance przewodzili wysiłkom mającym na celu szkalować i grozić społeczności haitańskiej w Springfield w Ohio. Razem rozpowszechniali i wzmacniali obalone twierdzenie, że haitańscy imigranci w Springfield jedzą koty, psy i dzikie zwierzęta – stwierdził Guerline Jozef, założyciel organizacji Haitian Bridge Alliance, która złożyła pozew. 

Kamala Harris

Rosną szanse Kamali Harris na prezydenturę?

Poparcie dla demokratycznej kandydatki na prezydenta USA znów wzrosły —  wynika zarówno z ostatniego sondażu zorganizowanego przez stację NBC, jak i z badania Ipsos przeprowadzonego na zlecenie Reutersa. 

Tysiące morderców na ulicach

Trump stwierdził również niedawno, że na skutek amerykańskiej polityki migracyjnej prowadzonej w ostatnich latach przez Demokratów, a szczególnie przez Kamalę Harris, do USA przybyły tysiące skazanych morderców, którzy chodzą na wolności. 

– 13 tysięcy skazanych morderców przyjechało do naszego kraju podczas trzech i pół roku pełnienia przez nią funkcji – stwierdził odnosząc się bezpośrednio do obecnej wiceprezydent USA. 

Dane te są jednak nie do końca prawdziwe. Rzeczywiście, służby imigracyjne i celne (ICE) opublikowały raport, z którego wynika, że w kraju przebywa ok. 13 tys. obcokrajowców skazanych za morderstwo i nie przebywających w aresztach ICE. Z raportu wynika również, że dodatkowo ponad 15 tys. obcokrajowców było skazanych za napaść seksualną, a ponad 62 tys. za napaść. 

Na pierwszy rzut oka, dane te mogą więc budzić pewne obawy co do amerykańskiej polityki migracyjnej w czasie rządów administracji Joe Bidena. Okazuje się jednak, że dane te nie obejmują tylko tego okresu. 

Departament Bezpieczeństwa Narodowego (DHS), który nadzoruje pracę ICE, poinformował, że raport obejmuje poprzednie dekady, a na liście znajdują się nawet osoby, które przyjechały do kraju ponad 40 lat temu. 

Uwagę może również zwrócić to, że podobne raporty publikowano na koniec prezydentury Baracka Obamy oraz na początku kadencji Joe Bidena. Pod koniec kadencji Obamy w 2016 roku liczba obcokrajowców z różnego rodzaju kryminalną przeszłością w kraju wynosiła 368 574 osób. W czerwcu 2021 r. było to 405 431 osób. W lipcu br. liczba ta wynosi z kolei 425 431 osób. 

Oznacza to, że w trakcie kadencji Bidena i Harris (bez kilku miesięcy) liczba wzrosła o 20 tys. osób. Tymczasem w ciągu pięciu lat pomiędzy, z których przez cztery rządził Trump, do kraju przybyło 36 857 migrantów, którzy w przeszłości byli skazani. 

Dodatkowo DHS zwrócił uwagę, że lista obejmuje wszystkie osoby, które nie przebywają w aresztach prowadzonych przez ICE. Nie znaczy to jednak od razu, że chodzą oni na wolności, ponieważ część z nich znajduje się w ośrodkach prowadzonych przez inne służby.

Jako przykład podano Zacariasa Moussaouiego, który brał udział w zamachach na World Trade Center 11 września 2001 r. Mężczyzna jest francuzem pochodzenia marokańskiego i przebywa w więzieniu o zaostrzonym rygorze w Kolorado – a to oznacza, że statystki obejmują również jego. 

W listopadzie odbędą się wybory prezydenckie w USA(Photo by Element5 Digital on Unsplash)

Huraganowe kłamstwa

W ostatnich dniach Floryda i niektóre inne południowo-wschodnie stany USA zmagała się z huraganem 4. kategorii Helene, który przyniósł ze sobą silny wiatr i ulewy, które doprowadziły do powodzi. Jak zwykle w ostatnim czasie, gwałtowne zjawiska pogodowe doprowadziły do debaty na temat zmian klimatycznych. Donald Trump stwierdził jednak, że „kryzys klimatyczny to jedno z największych oszustw wszech czasów”. 

Zaprzeczanie zmianom klimatu jest bardzo popularne w kręgach prawicowych. Jest również niezgodne z prawdą, co podkreśla przeważająca większość naukowców, którzy zwracają uwagę, że ocieplanie się klimatu jest niepodważalnym faktem, a dużą winę za to ponoszą ludzie. 

To jednak nie jedyne kłamstwo, które powiedział Trump w związku z huraganem Helene. Podczas odwiedzin w miejscowości Valdosta w Georgii, która również została doświadczona kataklizmem stwierdził, że republikański gubernator tego stanu Brian Kemp próbował prosić o pomoc w walce z żywiołem prezydenta Joe Bidena, ale „nie był w stanie się do niego dodzwonić”, ponieważ prezydent „spał”. 

Doniesieniom tym zaprzeczył jednak sam Kemp, który stwierdził, że rozmawiał z Bidenem. „Prezydent zadzwonił do mnie wczoraj popołudniu i zapytał czy czegoś potrzebuję. Powiedział, że gdybyśmy potrzebowali czegokolwiek, to mam dzwonić bezpośrednio do niego. Bardzo to doceniam”, chwalił Bidena. 

Wypowiedzi Trump postanowił skomentować również sam prezydent. „Kłamie, co potwierdził gubernator. Rozmawiałem z gubernatorem i on sam stwierdził, że (Trump – red.) kłamie. Nie wiem czemu to robi, ale jest to po prostu nieprawda i jest to nieodpowiedzialne zachowanie”, stwierdził. 

Aborcja nawet po urodzeniu?

Podczas debaty prezydenckiej Donald Trump zarzucił Kamali Harris, że chciałaby, aby aborcja była możliwa w całym kraju w 8. i 9. miesiącu ciąży, a nawet po narodzinach dziecka. Prowadząca debatę dziennikarka wtrąciła się, że nigdzie w USA nie można legalnie zabić dziecka, które już się urodziło. 

Wypowiedź Trumpa odbiła się jednak szerokim echem nie tylko w USA, ale również w Polsce, gdzie podchwycił ją poseł Kukiz15 Marek Jakubiak, który w swoich mediach społecznościowych stwierdził, że Kamala Harris „mówiła o aborcji do 9. miesiąca bądź po”. Jak stwierdził, zapamięta to do końca życia, a rzekomą wypowiedź Harris nazwał „obrzydliwą”. 

A co w samej sprawie mówi Harris? Otóż według niej, w USA powinny powrócić przepisy, które obowiązywały do 2022 r. na mocy wyroku Sądu Najwyższego z 1973 r. w sprawie Roe v Wade. Wyrok ten zapewniał kobietom konstytucyjne prawo do aborcji bez ograniczeń do 12. tygodnia. Dopiero w drugim trymestrze poszczególne stany mogły ograniczać prawo do ciąży, a całkowity zakaz możliwy był dopiero od trzeciego trymestru. 

W 1992 r. w prawie doszło do zmiany w związku z orzeczeniem w sprawie Planned Parenthood v Casey, zgodnie z którym wprowadzono do amerykańskiego prawa pojęcie „zdolności płodu do życia poza macicą”. Taką zdolność płód ma osiągać w okresie między 24. a 28. tygodniem ciąży. Po tym okresie każdy stan może dowolnie regulować przepisy aborcyjne. 

Oznacza to, że Harris nigdy nie zaproponowała, by można było legalnie zabijać dzieci już narodzone. 

Taylor Swift popiera Kamalę Harris

Piosenkarka Taylor Swift, uznawana za jedną z najbardziej wpływowych kobiet na świecie, wyraziła swoje poparcie dla kandydatury Kamali Harris w listopadowych wyborach prezydenckich w USA. 

Walz barwi rzeczywistość 

Problemy z wiarygodnością to jednak nie tylko domena obozu Trumpa. Również kandydat Demokratów na wiceprezydenta Tim Walz nie zawsze mówił rzeczy zgodne z prawdą. Przykładem może wypowiedź dotycząca jego przeszłości. 

Walz stwierdził niedawno, że był w Hong Kongu w czerwcu 1989 r., kiedy w Pekinie miała miejsce masakra na placu Tiananmen. W stolicy Chin odbywały się wtedy liczne protesty studenckie do tłumienia których władze wysłały wojsko. W wyniku działalności armii i służb zginąć miało wtedy ok. 2600 osób. 

Okazało się jednak, że w czasie masakry na placu Tiananmen Walz wcale nie był w Hong Kongu, lecz w Nebrasce, z której pochodzi. Do Chin wyjechał on dopiero dwa miesiące po zakończeniu protestów – w sierpniu 1989 r. 

Gdy kłamstwo wyszło na jaw, Walz stwierdził, że się „przejęzyczył”. 

Harris zaokrągla w górę

Również Kamala Harris nie ustrzegła się oskarżeń wobec Trumpa, które nie do końca były zgodne z prawdą. W jednym z wywiadów stwierdziła, że za czasów jego prezydentury w kraju zlikwidowano ogromną liczbę miejsc pracy. Prowadząca wywiad zwróciła uwagę, że duży wpływ mogła mieć na to pandemia Covid-19, ale Harris nie dawała za wygraną. 

– Nawet przed pandemią doprowadził do likwidacji wielu miejsc w pracy w przemyśle. Według większości osób było to co najmniej 200 tys. miejsc pracy – stwierdziła. 

CNN postanowiło to sprawdzić. Okazało się, że Harris mija się z prawdą. Przed wybuchem pandemii Trump nie doprowadził do likwidacji „co najmniej 200 tys. miejsc pracy w przemyśle”, ale wręcz zwiększył ich liczbę o 414 tys. Z kolei biorąc pod uwagę cały okres jego prezydentury, a więc również ten przypadający na pandemię, spadek liczby miejsc pracy wyniósł 178 tys. 

Harris postanowiła najwyraźniej znacząco zaokrąglić liczby w górę. 

Czytaj więcej
Radio Game On-line