W Australii odbyło się dziś historyczne referendum, którego stawką była zmiana konstytucji i utworzenie organu doradczego parlamentu, w którym reprezentowani byliby rdzenni mieszkańcy tego kraju. Większość obywateli zagłosowała jednak na „nie”.
Porażka referendum jest porażką premiera Australii Anthony’ego Albanese, którego Partia Pracy optowała za tym, by Australijczycy zagłosowali dziś na „tak”. Przeciwnego zdania było większość konserwatystów.
Sobotnie referendum w Australii jest pierwszym od prawie wierć wieku – a te w dodatku rzadko kończyły się sukcesem. Jak wylicza Reuters, od powstania kraju w 1901 r. tylko osiem z 44 inicjatyw tego typu zakończyło się przyjęciem proponowanych zmian.
Ogromnym sukcesem skończyło się przeprowadzone w 1967 r. referendum w sprawie uznania rdzennej ludności za część australijskiej populacji, jednak tamto głosowanie – inaczej niż teraz – miało poparcie całej sceny politycznej.
Premier: To nas nie definiuje
– Ten moment niezgody nas nie definiuje. I nie podzieli nas. Nie jesteśmy tylko wyborcami, którzy głosowali „tak” lub „nie”. Jesteśmy wszyscy Australijczykami – mówił Anthony Albanese po ogłoszeniu wstępnych wyników głosowania.
Lider Liberalnej Partii Australii Peter Dutton sugerował natomiast, że wynik referendum tak naprawdę jest sukcesem. „Australijska opinia publiczna odrzuciła propozycję podzielenia nas na podstawie pochodzenia lub rasy i to jest wielka rzecz dla naszego kraju”, ocenił.
Troska czy „paternalizm”?
Celem referendum było uwzględnienie w australijskiej konstytucji zapisu, który uznaje ludność aborygeńską oraz mieszkańców wysp z Cieśniny Torresa za tzw. Pierwsze Narody, oraz utworzenie doradczego organu parlamentu, który reprezentowałby ich interesy.
W kampanię na rzecz tego, by w referendum głosować „tak”, zaangażowało się wiele osób publicznych, jednak o słuszności proponowanych zapisów nie byli przekonani nawet niektórzy potomkowie Aborygenów. I tak twarzą kampanii sprzeciwu wobec referendum stała się senatorka Jacinta Nampijinpa Price, której matka pochodzi z plemienia Warlpiri.
Zdaniem Price głos na „tak” usankcjonowałby „mentalność ofiar” po stronnie rdzennej ludności. „Nie potrzebuję i nigdy nie potrzebowałam paternalistycznego rządu, który obdarzyłby mnie własnym upodmiotowieniem”, argumentowała.
Aby propozycja zmiany konstytucji weszła w życie, „za” musiałaby zagłosować większość Australijczyków w całym kraju oraz większość osób w co najmniej czterech z sześciu australijskich stanów, czyli Nowej Południowej Walii, Wiktorii, Queensland, Australii Południowej, Australii Zachodniej i Tasmanii. Tymczasem we wszystkich sześciu stanach większość osób zagłosowała przeciwko zmianom.