2024-06-09 10:00
publikacja
2024-06-09 10:00
Koszt wychowania jednego dziecka w Polsce w roku 2024 (do osiągnięcia osiemnastego roku życia i według stanu na koniec poprzedniego roku) wyniósł 346 tys. złotych (1602 zł miesięcznie), a dwójki dzieci wyniósł 579 tys. złotych - policzyło Centrum im. Adama Smitha.
Rok wcześniej koszty te wyniosły odpowiednio 309 tys. i 513 tys., a po uwzględnieniu i zweryfikowaniu danych na początku br. wynoszą dla roku 2023 316 tys. i 518 tys. zł. W 2022 roku ten koszt wyniósł 265 tys. złotych, a dwójki dzieci - 439 tys. złotych.
Prawie 80% kosztów wychowania dziecka stanowią koszty związane z żywnością, mieszkaniem, transportem i edukacją - zauważają twórcy badania. W 2023 wzrosły one odpowiednio żywność o 15,1%, mieszkanie o 13,4%, transport o 0,1%, edukacja o 12,8%.
Łączna inflacja wychowawczego koszyka zakupów w 2023 roku wynosiła 9,3%, a więc mniej niż inflacja CPI, która wyniosła 11,4%. W tym samym czasie wydatki na dziecko wzrosły o 9,2%, a więc praktycznie tyle samo co inflacja wychowawczego koszyka zakupów. Oznacza to, że rodziny nie zmieniły wydatków na dziecko w ujęciu realnym, pomimo że wydały na wychowanie o 9,2% więcej, niż w poprzednim roku.
Koszty wychowania dziecka zostały oszacowane w oparciu o minimum socjalne podawane przez Instytut Pracy I Spraw Socjalnych (IPiSS). Minimum socjalne zapewnia zaspokajanie potrzeb na godziwym, choć skromnym poziomie. Jest to tzw. górna granica ubóstwa.
Czy można wychować dzieci taniej? Oczywiście tak. Ten sam koszt wychowania dziecka wyliczony w oparciu o minimum egzystencjalne wyniósłby w 2024 roku 179 tys. zł (829 zł miesięcznie), a więc ok. połowę kosztów wyliczonych w oparciu o minimum socjalne. Jednakże minimum egzystencjalne zapewnia jedynie przeżycie biologiczne.
Gwiazdowski: Dzieci to nasz zasób kapitałowy
Sytuacja materialna i koszty utrzymania dzieci nie są, jak wydawało się powszechnie powodem, dla którego obywatele Polski nie chcą posiadać dzieci. Wyjaśnia to, że demografia w naszym państwie wykazała daleko idącą odporność na finansowe dopalacze, jakim jest historycznie program 500+.
W debacie publicznej nie ma zrozumienia, że posiadanie dziecka nie sprowadza się do kosztów jego wychowania, bo decydujące są wartości duchowe dla rodziców. Gdyby sprowadzić posiadanie dziecka i jego wychowanie do wymiaru materialnego, to należałoby by zmienić percepcję z kosztowej na inwestycyjną. Jak podkreśla od lat prof. Robert Gwiazdowski, przewodniczący rady Centrum im. Adama Smitha, dzieci to nasz zasób kapitałowy i najlepszy fundusz emerytalny.
Sadowski: Potrzebna pilna zmiana paradygmatu polityki demograficznej
Wyniki badania skometnował też prezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski, który stwierdził, że „czas najwyższy na zrobienie użytku z polityki opartej na wiedzy i wyciągnięcie wniosków z fiaska programów mających finansowo stymulować dzietność w polskim społeczeństwie.
Potrzebna pilna zmiana paradygmatu polityki demograficznej, która jest pod wzmagającą się presją drugiej fali migracji, tym razem spowodowanej nie brakiem pracy, tylko mieszkań za dostępną cenę. O ile dziś z pracą w Polsce nie ma większego problemu, mimo nasilających się likwidacji dużych fabryk, to ceny mieszkań w relacji do średniego wynagrodzenia skokowo zwiększyły dystans m.in. na skutek interwencyjnego programu poprzedniego rządu z dotowanym de facto kredytem mieszkaniowym.
Złudne okazały się też założenia o trwałym zasileniu polskiej demografii przez rodziny obywateli Ukrainy zamieszkujących w naszym państwie. Ponad to mamy w Polsce symptomy tzw. drugiego przejścia demograficznego. Drugie przejście demograficzne oznacza jednokierunkową zmianę wielu zachowań demograficznych, które zrywa z ciągłością przemian i stabilizacją, jakie proponowała wcześniejsza teoria przejścia demograficznego. Kumulacji tych czynników nie powstrzymała polityka stosowania dopalaczy finansowych, a jeżeli doszukiwać się związku przyczynowego, to bez wątpienia wywołała sutek odwrotny od zakładanego - dodał.
Dzieci mają dziś "zły PR"
Zdaniem dr. Kamila Zubelewicza, wykładowcy Collegium Civitas, b. członka RPP, „istotny wzrost kosztów wychowania dzieci uwypukla kilka prawidłowości. Po pierwsze, inflacja zazwyczaj bardziej dotyka osoby, które nie mogą w prosty sposób zwiększyć swoich dochodów. Statystycznie są to częściej rodziny z większą niż mniejszą liczbą dzieci. Po drugie, osoby uboższe wzrost cen dotyka podwójnie, gdyż idzie za nim wzrost kwoty podatków od konsumowanych dóbr. W efekcie rodziny z dziećmi mają swój dochód opodatkowany najpierw PIT, a potem VAT, trudno zaś im generować oszczędności. Po trzecie wreszcie, w trakcie inflacji wyraźniej widać absurd obecnych rozwiązań z zakresu ubezpieczeń społecznych - rodziny z dziećmi płacą standardowe składki na ZUS, ale jednocześnie tylko im rośnie koszt wychowania dzieci. Tych dzieci, które w przyszłości mają wypracować świadczenia z ZUS dla wszystkich opłacających składki, zarówno tych z dziećmi, ale z mniejszymi oszczędnościami - jak i tych bez dzieci, za to z większymi oszczędnościami. Taki system ewidentnie nie jest sprawiedliwy”.
Anna Gołębicka, ekspertka Centrum im. Adama Smitha zwróciła uwagę, że - biorąc pod uwagę obowiązującą narrację i kolejne wyniki badania opinii publicznej - „dzieci mają słaby PR” i żadne 500 czy 800+ nic nie zmieni w kontekście odwrócenia trendu demograficznego. Dziecko w tym co kreują media i współczesna kultura - to kursy, książki, opieka, wożenie, dobre ubranie, dobre jedzenie, sprzęt elektroniczny, czas, uwaga, ale i ocena bliskich i otoczenia. To wielka odpowiedzialność na lata. Jak mówią młodzi ludzie „tego nie da się wyłączyć”. Tak wysoko wywindowaliśmy oczekiwania, jaki ma być idealny rodzic, że coraz więcej ludzi nie chce powiedzieć „sprawdzam”, nie chce mieć dzieci. Jest to widoczne szczególnie w dużych miastach, gdzie obserwujemy niemal „wyścig zbrojeń” na lepszą szkołę czy dodatkowe zajęcia. Najwyższy czas spojrzeć na temat zupełnie inaczej.
Ekonomicznie rzecz ujmując porozmawiać o „zyskach”, a nie nakładach sił i środków. Pokazać to - czego w tabelkę nie da się włożyć, co dzieci ze sobą niosą: szczęście, wspólnotę, rodzinę, uczucia. Przebić plusyminusami. Deklarowane koszty to czasem tylko kryptonim tego wszystkiego, czego się obawiamy. Gdy od lat pokazuje się tylko to, co zniechęca, to trudnosię dziwić, że ludzie nie są zainteresowani. Być może ta zmiana i takiepodejścia w narracji powiązana z realnym, a nie tylko nominalnym wsparciem 500 czy 800 zł jest kluczem do rzeczywistego, a nie tylko wyimaginowanego napotrzeby kolejnych kampanii - wzrostu urodzeń”.
oprac. KWS