Recenzja gry Persona 3 Reload. Zajęcia pozaszkolne w Godzinę Mroku

2 mies. temu 35

Kiedy wreszcie potwierdzono, że najważniejszy dla mnie spin-off serii Shin Megami Tensei otrzyma pełne odświeżenie, nie spodziewałem się, że będę osobą, która z tak ogromną przyjemnością będzie mogła podzielić się wrażeniami, sprawdzając, czy Atlus (P-Studio) dobrze odrobił pracę domową, biorąc to, co najlepsze na przestrzeni lat i wrzucił to w grę, która na zawsze odmieniła los serii. To zaszczyt, będąc wieloletnim fanem, móc napisać te słowa. Oto moja recenzja Persona 3 Reload.

Recenzowana gra: Persona 3 Reload

Ogrywaliśmy na: PC

Data premiery: 2.02.2024 r.

Platformy: PS4, PS5, Xbox One, Xbox Series, PC

Deweloper: P-Studio

Polski wydawca: Atlus

Nowy ja, nowy początek, nowe możliwości

Dobrze widzicie – podchodzę do tej oceny jako ogromny fan marki Shin Megami Tensei, jej licznych spin-offów, czy wreszcie – miłośnik gatunku jRPG. Pomyślicie sobie, hej, to niesprawiedliwe, przecież to będzie ocena fanboja. Owszem, bo czyż nie po to dzielimy się swoimi przemyśleniami z innymi, jeśli coś jest nam naprawdę bliskie? Postanowiłem na Personę 3 Reload spojrzeć z dwóch stron i postaram się dokładnie w taki sposób rozliczyć Atlus.

Persona 3 Reload to w pełni odświeżona i przeniesiona na nowy silnik trzecia odsłona serii jRPG, która zadebiutowała w 2006 roku na PlayStation 2. Na przestrzeni prawie 20 lat, tytuł doczekał się dodatku Persona 3: FES, uzupełniającego historię oraz Persona 3 Portable, wersji przystosowanej do handhelda PSP, acz wykastrowanego względem wspomnianego wcześniej FES, dodającego natomiast jeszcze inną zawartość. Czym jest Persona 3 Reload? Czymś zupełnie innym. Próżno tu szukać The Answer, czyli epilogu, który wyjaśnia kilka wątków i zwieńcza historię, czy też żeńskiej protagonistki, dającej nam nowe, świeże spojrzenie na znaną już opowieść. Mimo to P3R jest…kompletnym, wspaniałym i najlepszym doświadczeniem, jakie ktoś może mieć z trzecią częścią. Piąta odsłona pokazała, jak powinien wyglądać jRPG roku i choć Personie 3 raczej będzie daleko do tego tytułu, to szereg usprawnień, do których przyzwyczaiła marka, był jakże pożądany w kultowej trójce.

Zacznijmy od początku. W grze wcielimy się w rolę ucznia, który zostaje przeniesiony do Iwatodai, gdzie uczęszcza do Gekkoukan High School. Jego przyjazd do fikcyjnego, japońskiego miasta daleko odbiega od bycia normalnym. Wita nas widok ulic pełnych trumien, spowitych zielonym blaskiem księżyca. Nasz protagonista zdaje się nie być wielce tym widowiskiem zdziwionym, dociera więc do dormitorium, w którym rozpocznie się jego nowe życie. Od słowa do słowa, dowiadujemy się nieco więcej o tajemniczej Godzinie Mroku, podczas której normalni śmiertelnicy (o tym za chwilę), słodko sobie śpią, nieświadomi tego, że coś złego i dziwnego dzieje się w ich mieście. Uczęszczamy sobie więc do szkoły, zaznajamiamy się z innymi uczniami, aż przychodzi pierwsza pełnia księżyca…a z nią, budzi się nasz potencjał. Kiedy jedna z bohaterek ma problem z użyciem Evokera, pozwalającego skorzystać z Persony, protagonista sięga po jej pistolet…i w dość obrazowy sposób, niejako „wystrzeliwuje” ją ze swojej głowy. Krótka cutscenka, samouczek i poznajemy w końcu pokrótce system walki. Uczniowie mieszkający w dormitorium okazują się grupą uderzeniową S.E.E.S, pod przykrywką legalnego klubu szkolnego. Szybko zostajemy poproszeni o dołączenie do niego. Decydując za naszego niemego protagonistę, przyłączamy się do drużyny i, silniejsi, udajemy się pod bramę szkoły podczas jednej z Godzin Mroku. Po krótkim wprowadzeniu, dowiadujemy się, że budynek w nocy staje się nieprzeniknionym i codziennie zmieniającym się labiryntem, zwanym Tartarus, a naszym zadaniem będzie piąć się po jego piętrach, aby poznać przyczynę nieznanej choroby i dowiedzieć się co nieco o Cieniach, z których hordami będziemy walczyć w lochach.

Per…so…na..!

Potencjał, o którym mowa była wcześniej, to tytułowa Persona. Dzięki naszemu alter-ego, a raczej, rozwinięciu naszej osobowości, możemy walczyć z adwersarzami. Protagonista jako jedyny ma możliwość żonglowania między Personami, o czym informuje nas w pewnym momencie Igor, rezydujący w tajemniczym Velvet Room Jego asystentka, Elizabeth, wytłumaczy nam natomiast proces ulepszania Person, łączenia ich w silniejsze byty i wykorzystywania naszego potencjału w pełni.

Koncepcja pojedynków pozostała niezmieniona względem oryginału – używając Person i umiejętności, wyczekujemy na moment słabości przeciwnika i niczym prawdziwy szkolny bully, zaczynamy okładać go swoimi atakami. Po dostrzeżeniu słabych punktów u wroga używamy odpowiedniego żywiołu, bądź typu ataku fizycznego tak, aby powalić przeciwnika. Jeśli wszyscy adwersarze „leżą”, wyprowadzamy atak drużynowy, czyli All Out Attack, który w efektownej animacji i zakończeniu splash-screenem rodem z Persony 5, zwykle kończy walkę. To jest crème de la crème serii i pod tym względem nie różni się od pozostałych części. Wisienką na torcie jest dostęp do specjalnego ataku Theurgy, odblokowany w miarę postępu w historii. Od tego momentu Persona 3 Reload rozwija swoje skrzydła w pełni, jeśli chodzi o system walki. Sama umiejętność ignoruje daną odporność na żywioł przeciwnika, więc możecie usiąść wygodnie, odpalając ją po naładowaniu specjalnego paska i patrząc, jak piekło płonie, gdy Cienie dostają potężne bęcki. Na pewno w porównaniu z oryginalną „Trójką”, mamy więcej możliwości na atakowanie odpowiednim żywiołem, czy to dzięki przedmiotom, których naprawdę nie brakuje podczas eksploracji Tartarusa, czy też kart umiejętności, którymi możemy nasycić naszą Personę. Uważam, że to prawdziwy game-changer w Persona 3 Reload, znacznie przyspieszający rozgrywkę i ułatwiający wypełnianie luk w skillach, które posiadamy. Dodatkowo, na późniejszym etapie gry, możemy skorzystać z „Shift”, będące swoistym Baton Pass z P5. Niestety, w tym przypadku nie otrzymamy profitu w postaci wzmocnionych statystyk, a jedynie przekażemy turę następnej postaci, jeśli nie mamy umiejętności, które pozwolą nam na exploitowanie słabości.

Z pamiętnika ucznia

Gra jest podzielona na dwa aspekty: życie szkolne oraz eksplorację lochów, czyli Tartarusa. W ciągu dnia uczęszczamy na zajęcia, na których możemy się zdrzemnąć lub uważnie słuchać, jeśli mamy akurat taką możliwość. To powoduje podniesienie cech społecznych, a w Personie 3 mamy ich trzy, a dokładnie: Odwagę, Wdzięk (Urok…) i Naukę, czy jak kto woli, Courage, Charm i Academics. Odpowiednie statystyki da się również podnosić po zajęciach, chodząc do kina, jedząc wybrany posiłek, lub pracując wieczorami. Po szkole można także skupić się na rozwijaniu Social Linków, odblokowywanych w miarę postępów lub ukrytych za wymaganiami. Każdy Social Link jest reprezentowany przez inną arkanę tarota, dzięki czemu tworzenie Person zostanie wzbogacone boostem do doświadczenia. Logicznie – im wyższy poziom Social Linku, tym większą ilość expa dostaniemy.

Większość eventów podczas rozmów z postaciami posiada, w przeciwieństwie do pierwotnej odsłony, pełne udźwiękowienie, możecie więc się odprężyć i posłuchać dialogów, zamiast przeklikiwać się przez ścianę tekstu. Po szkole, a dokładniej w Godzinę Mroku, macie możliwość udania się do Tartarusa, gdzie zdobędziecie nowe przedmioty, doświadczenie, odblokujecie kolejne warstwy przepastnego dungeonu, rozprawiając się ze strażnikami na poszczególnych piętrach.

Są plusy dodatnie i plusy ujemne

Czas na trochę dobra. Tytuł otrzymał tak wiele usprawnień, że nie wiem, od czego zacząć. Przyspieszenie walki dzięki możliwościom rozwoju Person kartami umiejętności, które odblokowują nowe ataki lub wzmacniają statystyki, jest niewątpliwie jedną z lepszych rzeczy, które mogliśmy dostać. Do tego dodajmy przerzucanie tury na sojusznika, co pozwala nam lepiej zarządzać zasobami. Ignorujący odporności wroga atak specjalny Theurgy znacznie uprzyjemnia eksplorację Tartarusa, nie wspominając już o Arcana Burst, które uzyskujemy podczas Shuffle Time. Może to brzmieć skomplikowanie, dlatego też spieszę z małym tłumaczeniem. W skrócie – co jakiś czas możecie po walce odblokować bonusy, które Was uleczą, wzmocnią statystyki na kolejną potyczkę, pozwolą otrzymać więcej pieniędzy etc. Pokonując kolejnych bossów, sięgniecie po większe Arkana, których zebranie w Shuffle Time wywoła efekt Arcana Burst, dzięki czemu zdobędziecie jeszcze więcej doświadczenia, All Out Attack będzie jeszcze mocniejszy i tak dalej. Jak widzicie, możliwości na przyspieszenie potyczek bez wychodzenia z Tartarusa jest naprawdę dużo, zwłaszcza że na parterze stoi zegar (można na niego też natrafić losowo podczas eksploracji pięter), pozwalający Wam na regenerację HP i SP. Aby z niego skorzystać, musicie użyć Twilight Fragment, które możecie znaleźć na mapie świata, lub w Tartarusie. Na plus należy się też samo urozmaicenie pięter lochów, dzięki czemu łatwiej teraz odróżnić je wizualnie od siebie. Co więcej, po pokonaniu pojawiającego się od czasu do czasu strażnika, usłyszymy krótki dialog, który pozwoli nam bliżej poznać przemyślenia postaci obecnych w drużynie.

Przegapiliście jakiś event? Nic strasznego – funkcja Rewind pozwoli Wam cofnąć się do wybranych punktów dnia, dzięki czemu będziecie mogli zmienić podejście, zająć się rozwojem innej statystyki, bądź zadbać o inny Social Link, gdy zauważymy, że akurat mamy szansę na wbicie kolejnego poziomu zażyłości.

Zostając przy Social Linkach, te możemy budować znacznie szybciej, sprawdzając swoje szczęście i ciągnąc los w świątyni. Możecie wybrać dowolnie rozwijaną relację i zadbać o jej przyrost przy kolejnym spotkaniu, przez co prawdopodobnie ukończycie grę z większością Social Linków wymaksowanych – rzecz praktycznie niemożliwa w oryginalnej odsłonie P3. Członkowie drużyny mają specjalne epizody, jeszcze dodatkowo pogłębiające ich tło fabularne, a dodatkowo wzmacniające statystyki, czy to naszego głównego bohatera, czy też sojusznika.

Nowa ścieżka dźwiękowa idealnie wpasowuje się w charakter tej odsłony. Usłyszymy tu znane kawałki w nowych aranżacjach i z inną wokalistką, pozostano jednak przy jazzowych, rapowych i popowych utworach. Malkontenci będą pewnie narzekać na brak słów w języku francuskim, które czyniły „Changing Seasons” tak wspaniałym utworem, ale dla mnie, każda piosenka brzmi dużo lepiej. Otrzymujemy dwa motywy przewodnie podczas normalnej walki, kultowe „Mass Destruction” i w niczym mu nieustępujące „It’s Going Down Now”, wplatając nawet to wwiercające się w umysł „Baby, baby, baby…”. Aktorzy głosowi świetnie zostali dopasowani, więc dialogów słucha się całkiem przyjemnie. Ciekawostka – większość oryginalnej obsady jest obecna też w remake’u. Bardzo często nowe postacie poszczególnych twórców są związane z tymi, które dubbingowali w Personie 3. Lubię takie smaczki.

Graficznie tytuł trzyma poziom Persony 5. Odświeżone portrety, animacje, umiejętności, Cut-In i menusy nawiązujące do wody zrobiły na mnie wrażenie. Nawigowanie po zakładkach jest okraszone dodatkowymi scenkami, w których protagonista wykonuje jakąś czynność.

Język polski… jest. I to plus dla tych, którzy lubią grać w zlokalizowane produkcje. Poziom tłumaczenia wprawdzie pozostawia wiele do życzenia i aż prosi się lepsze przełożenie gagów, które co jakiś czas padają z ust różnych postaci, ale daje nadzieję na kolejne lokalizacje gier japońskich studiów. Nazwy własne zostały przetłumaczone i wyszło to średnio, również można by pozostać przy oryginalnej formie. Skrócone nazwy kłują w oczy i mogłoby być ich dużo mniej. Większość czasu spędziłem przy angielskiej wersji językowej, a język polski sprawdziłem tylko z ciekawości.

Niestety, nie jest tak różowo, jak by się mogło wydawać. Mimo zmian w Tartarusie, to wciąż ten sam, wielopiętrowy, monotonny loch, po którym trochę bezmyślnie się pniemy w górę, ale na szczęście możemy po nim biegać. Stopujący nasz progres próg graniczny, który odblokowujemy z pokonywaniem kolejnych bossów, skutecznie zniechęcał mnie do dalszego grindu. Gdy tylko osiągałem wymagany pułap, wracałem do życia szkolnego, ignorując Tartarus do kolejnego, ważnego momentu. To stanowczo za mała zmiana, lecz oczywiście rozumiem wizję Atlusa, chcącego jak najbardziej zachować pierwotny kształt dungeon crawlingu. Pałace w Personie 5 są znacznie ciekawsze dzięki swojej topografii, różnorodności w motywie, muzyce, i tak dalej. Wiedziałem, na co się porywam, ale ktoś, kto chciałby sięgnąć do gry, od której tak naprawdę seria Persona zaczęła rozkwitać, może się mocno rozczarować.

AI sojuszników dalej nie rozwiązuje naszych problemów w całości i warto przestawić na pełną kontrolę nad członkami drużyny, bo może spotkać nas nieprzyjemność w postaci źle rzuconej umiejętności bądź nie tej, którą byśmy potrzebowali, aby przycisnąć przeciwnika do podłogi.

Antagoniści również dostali kosmetyczne poprawki i owszem, cieszy większa interakcja z protagonistą, ale wciąż pozostają po prostu nieciekawą drużyną, z którą musimy w danej chwili się rozprawić. Brak żeńskiej protagonistki mnie aż tak nie boli, ale wiem, że są fani, którzy uznają pełność i kompletność zabawy w Personie 3 tylko i wyłącznie z możliwością wybrania jej ścieżki fabularnej. Pozostawienie odpowiedzi na zakończenie (i to dosłownie Odpowiedzi) poza naszym zasięgiem jest również dużym rozczarowaniem. Finiszując grę, czuć wyraźnie, że brakuje tego, co dawał nam dodatek The Answer. Miejmy nadzieję, że Atlus pójdzie po rozum do głowy i faktycznie, będziemy mogli poznać całą historię, gdy udostępnią rozszerzenie. Szkoda, że prawdopodobnie będzie to umieszczone za paywallem.

Memento mori

Jak widzicie, Persona 3 Reload jest poniekąd najlepszym doświadczeniem z trójką, które mogliśmy do tej pory ograć. Wielkie brawa dla Atlusa, który unowocześnił archaiczne mechaniki w walce i lokacjach, choć można to było zrobić nieco lepiej. Miejmy nadzieję, że Persona 4 doczeka się już w pełni satysfakcjonującego fanów odświeżenia.

Nie zrozumcie mnie przy tym źle – Persona 3 Reload to zachwycający mnie swoją grafiką, animacjami, udźwiękowieniem i ogromem „quality of life” usprawnień tytuł. Historia jest dużo ambitniejsza w porównaniu do Persony 5, postacie bardziej zapadają w pamięć i da się z nimi mocno zżyć, a przede wszystkim chce się poznawać ich motywacje i historie. To długa, czasami mroczna i już nie aż tak trudna, jak niegdyś opowieść pełna przyjaźni, nadziei… i pamiętania o kruchości naszego życia i dbania o to, co jest dla nas najważniejsze – co jest motywem przewodnim tej odsłony. Memento Mori.

Czy warto zagrać w Persona 3 Reload?

Personę 3 Reload mogę polecić każdemu, kto nie miał styczności z serią i chciałby poznać jej korzenie, a także tym, którzy oryginał znają od deski do deski – wy też znajdziecie tu coś dobrego dla siebie. Jeśli trafiacie tu świeżo po ukończeniu „piątki”, szczerze radzę – dajcie sobie trochę czasu na wsiąknięcie w tę odsłonę. Nostalgia uderzyła we mnie mocno, gdy znów trafiłem na korytarze Gekkoukan High School i zrobiłem chwilkę przerwy, żeby posłuchać „Want to be close” w nowej aranżacji. Mam nadzieję, że starzy wyjadacze mojego pokroju poczują dokładnie to samo. Tym bardziej że wcale nie musicie od razu kupować tej pozycji w pełnej cenie, aby móc się o tym przekonać. Persona 3 Reload w Xbox Game Pass dostępna jest w końcu od dnia premiery. I już na zakończenie – jestem przekonany, że to pretendent do gry roku 2024.


Ocena: 9/10

Persona 3 Reload to kawał dobrej opowieści przeplecionej jeszcze lepszymi walkami, ze wspaniałą i wymagającą końcówką. Weterani serii, jak i osoby, które dopiero sięgają po spin-offy Shin Megami Tensei znajdą tu coś dla siebie.


Co mi się podobało:

Atlus odwalił kawał dobrej roboty, ulepszając kultową Personę 3 pod względem wizualnym i mechanicznym Nie myślałem, że soundtrack może być jeszcze lepszy, niż ten zaserwowany w oryginale Ataki Theurgy, które, podczas walki z przeciwnikami, potrafią przechylić szalę na naszą korzyść Usprawniony rozwój Social Linków pozwoli nam odblokować najpotężniejsze Persony jeszcze szybciej Eksploracja Tartarusa jest przyjemniejsza dzięki dodatkowym scenkom, a poszczególne warstwy mają swój własny charakter…

Co nie przypadło mi do gustu:

… ale to wciąż stanowczo za mało usprawnień, w pewnym momencie eksploracja zaczyna nużyć Jakość tłumaczenia mogłaby być lepsza Epilog The Answer za potencjalnym paywallem, co sprawi, że nie wszyscy poznają prawdziwe zakończenie historii Brak żeńskiej protagonistki Sztuczna inteligencja członków drużyny wciąż kuleje

Niektóre odnośniki w artykułach to linki afiliacyjne. Klikając w nie lub też finalizując za ich pomocą kupno produktu, nie ponosisz żadnych kosztów. Jednocześnie sprawiasz, że otrzymujemy wynagrodzenie, dzięki któremu praca Redakcji jest możliwa.

Czytaj więcej