Gry, których oprawa graficzna jest małym dziełem sztuki
Szata graficzna to zazwyczaj pierwsze, na co zwracamy uwagę, odpalając nową grę. Z tego powodu twórcy często próbują jak najbardziej ten element wyróżnić. Nie wszystkie studia posiadają jednak budżety pozwalające wypuścić na rynek coś tak imponujące, jak God of War: Ragnarok, Spider-Man 2, czy Cyberpunk 2077. Nie zawsze jednak kreatywność idzie w parze z wielkimi pieniedzmi, dlatego też unikalnych pomysłów najlepiej szukać w mniejszych produkcjach. W dzisiejszym rankingu przyjrzymy się przede wszystkim im. Życzymy miłej lektury!
GRIS
Gris pozwala nam wcielić się w tytułową bohaterkę, młodą dziewczynę trawioną problemami z przeszłości. Jako gracze spróbujemy jej pomóc zmierzyć się z natarczywymi emocjami, przemierzając przy tym kolejne cudownie wyglądające lokacje.
To właśnie szata graficzna jest największym plusem tej produkcji, sprawiając, że chcemy brnąć przed siebie. Sama rozgrywka jest przyjemna, ale przy tym niezwykle prosta, nie stanowiąc większego wyzwania. Będziemy rozwiązywać banalne łamigłówki, wchodzić w interakcje z NPC, czasem zaliczymy proste sekcje platformowe. Taki jest jednak cel tejże gry – ma relaksować, a nie frustrować. Jeżeli szukacie tego typu doświadczenia, to trafiliście w dziesiątkę.
The Unfinished Swan
The Unfinished Swan pozwala nam wcielić się w dziesięcioletnią dziewczynkę o imieniu Monroe. Bohaterka ściga tytułowego łabędzia, który ukrywa się w tajemniczym, surrealistycznym królestwie. Akcję obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby, skupiając się głównie na elementach eksploracyjnych.
Oprawa artystyczna jest największym wyróżnikiem „Niedokończonego Łabędzia”. Otoczeniu brakuje głębi, jest w całości śnieżnobiałe, a naszym przewodnikiem będą ślady zostawiane przez ptaszka. W praktycznie dowolnym momencie możemy też użyć farby, dzięki czemu ujrzymy wcześniej niewidoczne miejsca. Zobaczymy budynki, kształty, nowe powierzchnie. Im dalej, tym więcej barw zaobserwujemy. Początkowe wrażenie „ale gdzie są tekstury!” szybko zniknie, a my będziemy chcieli odkrywać kolejne tajemnice coraz chętniej.
Thumper
Czy produkcja, w której wcielamy się w kosmicznego żuka, który próbuje pokonać ogromną, szaloną głowę z przyszłości, brzmi jak coś nudnego? Dla nas na pewno nie. Thumper to świetna gra rytmiczna, cechująca się nie tylko wyjątkową oprawą, ale też wciągającą rozgrywką. W założeniach jest bardzo prosta, bo musimy po prostu przeskakiwać „do rytmu” na odpowiednie tory, unikając przeszkód, okazjonalnie ścierając się z bossami.
Każdy kolejny etap jest coraz trudniejszy, a zabawie towarzyszy pompująca do żył adrenalinę, szybka muzyka elektroniczna. Psychodeliczna i mieniąca się rozmaitymi barwami oprawa dodatkowo potęguje tempo rozgrywki. Jeżeli posiadacie hełm VR, możecie też zagrać w trybie wirtualnej rzeczywistości.
Pentiment
Może i oprawa graficzna w grach nie jest najważniejsza, ale dobra prezencja na pewno pomaga w odniesieniu sukcesu. Pentiment, stworzona przez Obsidian Entertainment (Pillars of Eternity, Fallout: New Vegas) przygodówka, cechuje się grafiką inspirowaną średniowiecznymi rękopisami oraz drzeworytami. Fabuła rzuca nas do XVI-wiecznych Niemiec, a główny bohater – czeladnik w dawnym skryptorium opactwa – zostaje wplątany w zagadkę związaną z trwająca od wielu lat serią morderstw.
Zabawa skupia się głównie na eksploracji i podejmowaniu decyzji, które mogą nam pomóc w przeprowadzeniu śledztwa. Nasze akcje mają swoje konsekwencje, a nie wszystkie wybory są tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Całość jest do tego całkiem długa, bo odkrycie wszystkiego może nam zająć nawet ponad 20 godzin.
LIMBO
Gry niezależne już od kilku lat przeżywają prawdziwy rozkwit, a hity pokroju Hollow Knight złożonością potrafią zawstydzić nawet produkcje AAA. Limbo jest czymś nieco mniejszym, stawiającym na krótsze, bardziej skondensowane doświadczenie. Studio PlayDead zaoferowalo nam jednak pozycję tak niesamowitą i klimatyczną, że nie ma na co narzekać.
Wcielamy się w chłopca, który wyrusza w podróż mającą na celu uratowanie siostry. Kraina, do której trafia, jest niesamowicie groteskowa i makabryczna, a w uzyskaniu takich wrażeń pomaga czarno-biała, charakterystyczna grafika. Klimat potęgowany jest dodatkowo praktycznie brakiem muzyki, zostawiając nas w większości sam na sam z dziwacznymi odgłosami i… ciszą. Sporo elementów fabuły będziemy musieli dopisać sobie w głowie sami, ale to wyłącznie część doświadczenia. Mamy wrażenie, że pełnoprawne dialogi i długie opisy całkowicie rozwiałyby aurę tajemniczości.
Apotheon
Na pewno kojarzycie, z zajęć historii czy języka polskiego, tworzone przez antycznych Greków starożytne malunki. Apotheon jest grą, która wprawia je w ruch. Jeżeli kiedykolwiek marzyliście o zobaczeniu ruszających się postaci, które widywaliście na dzbankach i ścianach, to możecie to marzenie właśnie ziścić.
Rozgrywka inspirowana jest klasykami w rodzaju Metroida i Castlevanii. W drodze na szczyt Olimpu wykorzystamy liczne bronie i umiejętności. Naszym celem jest zakończenie tyranii bogów, a po każdym starciu z bossem, przejmiemy jego umiejętności. Większość czasu zajmą nam otwarte potyczki z wrogami, czasem jednak trzeba będzie się gdzieś po cichu zakraść. Twórcy udostępnili też koncentrujący się na taktycznych starciach tryb sieciowy.
XIII (2003)
Kilka lat temu mieliśmy możliwość sprawdzić remake XIII, ale powiedzieć, że nie został przyjęty zbyt ciepło, to jak nic nie powiedzieć. Twórcy zatracili praktycznie cały urok oryginału, próbując znacząco poprawić wizualia, co dało wprost przeciwny efekt. Rozgrywka także nie porywała, zostawiając fanów z jednym z największych zawodów ostatnich lat.
Na całe szczęście nikt nie odciął nas od oryginału, a ten dalej potrafi zachwycić. Cel shading nie był jedynym, co upodabniało „trzynastkę” do komiksów. Oprawa zapożyczyła sobie z obrazkowych opowieści również charakterystyczne plansze w trakcie przerywników, czy onomatopeje w formie napisów. Historia podzielona jest (bo jakżeby inaczej) na trzynaście rozdziałów, w ramach których wykonamy różnorodne misje. Szkoda tylko, że zakończenie raczy graczy ogromnym cliffhangerem, a na kontynuację raczej nie ma co liczyć. Mimo wszystko na pytanie, czy zagrać warto, nie możemy odpowiedzieć inaczej, niż krzycząc: tak, oczywiście!
The Dream Machine
The Dream Machine to jedna z wielu wydawanych „odcinkowo” przygodówek, ale od, chociażby, produkcji Telltale Games różni ją o wiele więcej, niż łączy. To pełnoprawny point’n’click, gdzie zagadki zmuszą do wysiłku nasze mózgownice, a rozwiązania nigdy nie są podane na tacy. Brak na szczęście absurdalnych momentami wyzwań (tak charakterystycznych dla klasyków gatunku z dawnych lat), a wszystko jest w pełni logiczne.
Jeżeli kojarzycie np. The Neverhood, gdzie oprawa została w całości wykonana z plasteliny, tutaj doświadczycie czegoś podobnego. Zarówno tła, jak i same postacie, zostały stworzone z gliny i kartonu, a następnie poklatkowo wprawione w ruch. Potęguje to i tak już mocno surrealistyczny klimat. Dodając do tego założenia fabularne (odwiedzanie snów i podświadomości lokatorów zamieszkiwanej kamienicy), otrzymujemy niezwykle oryginalną mieszankę, która broniłaby się nawet wtedy, gdyby jej szata graficzna była bardziej „standardowa”.
Okami
Jeżeli gdzieś w rozmowach pojawiają się gry z najlepszą grafiką, to na pewno po chwili ktoś wspomni o klasyku z PlayStation 2, Okami. Wcielamy się w niej w rolę wilczycy Amaterasu, która jest wcieleniem bogini słońca. Rozgrywka przypomina trójwymiarowe odsłony serii The Legend of Zelda, z licznymi zagadkami, które będziemy musieli rozwiązać.
Oprawa tej produkcji jest naprawdę wyjątkowa, wzorując się na starojapońskiej sztuce sumi-e. Grafika wygląda przez to niczym namalowana, korzystając z dobrodziejstw cel-shadingu. Jest też wykorzystywana w samym gameplayu, gdyż do dyspozycji dostajemy Celestial Brush (Boski Pędzel), którym możemy bezpośrednio wpłynąć na świat przedstawiony. Brakuje mostu? Nie ma problemu, domalujemy go! Wiatrak się nie kręci? Kilka ruchów i pojawia się wiatr. Starcia także wykorzystują wspomniane narzędzie, a niektóre ataki wykonamy poprzez „maźnięcia” pędzlem.
El Shaddai: Ascension of the Metatron
Jeżeli gry z najlepszą grafiką muszą się dla was cechować choćby odrobiną realizmu, to w El-Shaddai: Ascension of the Metatron niestety go nie znajdziecie. Japończycy na warsztat wzięli apokryficzną Księgę Henocha, zawierającą w większości opisy anielskich struktur, które w trakcie wizyty w Niebie miał ujrzeć Henoch, pradziadek Noego.
Oczywiste jest, że nie dostaliśmy „standardowej” adaptacji, bo o taką byłoby ciężko. Mało jednak na rynku produkcji, które tak mocno i bezpośrednio bazują na czymkolwiek związanym z Biblią. Twórcy oddali nam prostą grę akcji, gdzie system walki opiera się na rytmicznym wciskaniu jednego przycisku, a o śmierć raczej trudno – prędzej poniesiecie ją w trakcie elementów platformowych. Oprawa jest absolutnie fantastyczna, surrealistyczna, a całkowity brak interfejsu pomaga w zanurzeniu się w podróży, która z każdą mijającą godziną robi się coraz bardziej dziwaczna. Warto uratować ją od zapomnienia, tym bardziej że od niedawna można ograć El-Shaddai także na PC, a wkrótce i na Switchu.
Łowcy, a jak sprawa ma się u Was? Czy fotorealistyczna oprawa graficzna w grach jest dla Was najważniejsza, czy wolicie stylizowane, kreatywne wizualia? Koniecznie dajcie nam znać w sekcji komentarzy!
Niektóre odnośniki w naszych artykułach to linki afiliacyjne. Klikając na nie, nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz pracę Redakcji.