Jeden z najlepszych ex-kaskaderów w branży wraca na plan zdjęciowy, aby pomóc odnaleźć zaginioną gwiazdę filmu i przy okazji odbudować znajomość ze swoją byłą dziewczyną, reżyserką filmu. Prosta fucha robi się mniej prosta, kiedy w toku śledztwa znalezione zostaje ciało...
Oto film, w którym Ryan Gosling gra zawodowego kaskadera, zastępującego Aarona Taylora-Johnsona w co bardziej niebezpiecznych scenach, ale że sam kaskaderem nie jest, to prawdziwy profesjonalista, Troy Lindsay Brown zastępuje w co bardziej niebezpiecznych scenach. Niby normalna sprawa, ale biorąc pod uwagę charakter produkcji i miłość, którą Leitch wciąż czuje do swojego dawnego zawodu, jakaś taka... Nieodpowiednia.
Dalsza część tekstu pod wideo
Dzisiejszy film jest bardzo luźnym remake'iem, wariacją na temat starego serialu z Lee Majorsem. Tytuł i zawód głównego bohatera się zgadza, tak samo jak jego imię - Colt Seavers - ale na tym, z tego co udało mi się ustalić, podobieństwa się kończą. Najważniejszy jest jednak niezmieniony duch serialu. Oryginalny "the Fall guy" był przede wszystkim platformą, na której niewyżyci spece od kaskaderki mogli realizować się artystycznie, w każdym kolejnym odcinku przygotowując nowe popisy, tworząc nowe koncepcje, przesuwając granice. I dokładnie tego ducha kaskaderki chciał oddać w swoim filmie Leitch, co w większości udało mu się osiągnąć. Co nie znaczy, że film nie jest pozbawiony wad...
Kaskader (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Scenariusz można było jeszcze dopracować
Przede wszystkim scenariusz jest raczej mocno przewidywalny. Szanuję zmyślność z jaką przygotowana została napędzający film zagadka - na przestrzeni całego filmu rozlokowane zostały wskazówki składające się w ostateczną intrygę i choć cała sytuacja jest trochę niedorzeczna, to jednak trzyma się kupy w ramach proponowanej przez świat filmu logiki. Można było jednak choć trochę bardziej postarać się ukryć antagonistów, żebym nie widział niemal od samego początku, kto będzie tym złym (nawet jeśli z początku nie wiem jeszcze dlaczego). Bardziej angażująca tajemnica pomogłaby utrzymać zainteresowanie widzów, bo...
Ten film jest zwyczajnie zbyt długi. I niby 126 minut to nie jakoś strasznie dużo, ale ta przejrzystość fabuły sprawia, że środek i tak potrafi się deczko ciągnąć, a już sam finał zwyczajnie męczy. Człowiek ma wrażenie, że to już praktycznie po filmie, po czym okazuje się, że przed nami jeszcze cały ostatni akt. Strzelam, że chodziło o to, aby wcisnąć w scenariusz jak najwięcej scen kaskaderskich, ale ważne jest, aby znaleźć dobry balans między akcją a fabułą i moim zdaniem nie do końca się tutaj ta sztuka udała.
Kaskader (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. David Leitch umie kręcić akcję
Dobra! Pomarudziłem, to przejdźmy do plusów. Może i chciałoby się, aby Gosling był bardziej jak Keanu Reeves albo Tom Cruise i robił większość swoich scen samodzielnie, ale i tak uważam, że był on idealnym wyborem do roli Seaversa. Ma odpowiednią sylwetkę, aby sprzedać widzom wrażenie, że naprawdę potrafi robić wszystkie te rzeczy, co jego postać, a do tego jest zwyczajnie zabawny - wie kiedy i jak coś zagrać, żeby wyszło zabawnie. Oczywiście sam wszystkiego nie zrobi, więc bardzo dobrze, że partnerują mu równie uzdolnieni ludzie. Emily Blunt już sama w sobie ma talent do komedii, ale tutaj jeszcze dodatkowo procentuje jej niesamowita chemia z Goslingiem - nawet przez chwilę nie krążyło mi z tyłu głowy, że to tylko gra aktorska, że to przecież nie prawdziwa para (mam nadzieję, że John Krasinski nie jest z tych zazdrosnych). Z kolei Aaron Taylor-Johnson to jeden z tych aktorów, którzy bez najmniejszego problemu mogą grać i superbohaterów i skończonych debili, co idealnie pasuje do sylwetki Toma Rydera - bezgranicznie zakochanego w sobie gwiazdora, będącego jakby lekką parodią Toma Cruise'a. A to tylko ta najbardziej główna obsada. W odrobinę mniej kluczowych, acz wciąż istotnych rolach zobaczymy jeszcze Hannah Waddingham, Winstona Duke'a czy Teresę Palmer i każde z nich jest na swój sposób wyraziste i zabawne.
Najważniejszym jednak są oczywiście popisy kaskaderskie - w końcu tytuł zobowiązuje. Tyle ile się dało, Leitch łapał w oko kamery.Mamy tu więc pirotechnikę, koziołkujące samochody (ponoć był to rekord największej liczby obrotów wykonanych przez auto), skoki nad przepaściami, upadki z wysokości, ciąganie Goslinga po ulicy na urwanych drzwiczkach kontenera, walkę wręcz i wszystko, co tylko można sobie wymarzyć. Znakomita większość popisów robi mocne wrażenia, ale w paru momentach towarzyszyło mi uczucie, że reżyser trochę jednak przesadził z widowiskowością i tak na przykład surfowanie na drzewach po ulicy wygląda strasznie sztucznie, mimo że rzeczywiście zostało nakręcone na lokacji, z aktorem na rzeczonych drzwiach. Ktoś postanowił jednak, że "przydałoby się więcej iskier", więc te podkręcone zostały w postprodukcji, przez co efekt końcowy jest... Trochę sztuczny. Podobnie jednak jak w filmach Cruise'a, już sama świadomość, że większość z tego, co widzimy naprawdę została nakręcona, sprawia, że kolejne akcje ogląda się z uśmiechem na ustach.
"Kaskader" jest z jednej strony prostym filmem skoncentrowanym na dawaniu ludziom rozrywki, z drugiej mocnym pokazem sztuki kaskaderskiej, przygotowanym przez jednych z najlepszych ludzi w branży. Scenariuszowi przydałoby się kilka poprawek, jasne, ale to wciąż kawał dobrej zabawy, tym łatwiejszej do docenienia, kiedy ogląda się ją na wielkim ekranie. Ja jestem na tak.