Na stronie internetowej popularnej rosyjskiej e-gazety Lenta pojawiły się artykuły krytykujące inwazję na Ukrainę i Władimira Putina. To nie jedyny cyberincydent z okazji 9 maja, a sami Rosjanie mają zagwozdkę. Nie wiedzą, czy mają do czynienia z hakerami, czy raczej z wewnętrznym sabotażem.
Jasnym było, że hucznie obchodzony w Rosji 9 maja Dzień Zwycięstwa będzie zapalnikiem nie tylko dla zwolenników reżimu Władimira Putina, ale też dla szeroko pojmowanej opozycji, w tym prawdopodobnie zagranicznych hakerów.
Takie przypuszczenie znajduje ucieleśnienie w praktyce, bo kraj od rana nękany był przez całą serię rozmaitych cyberincydentów. Zarówno takich noszących znamiona ataku z zewnątrz, jak i przypuszczalnie wewnętrznych, stanowiących dzieło lokalnych sabotażystów.
Chaos w telewizji kablowej
Już o poranku w kablówkach należących do najpopularniejszych dostawców, w tym m.in. Rostelecom, MTS oraz NTV-Plus, na siatce kanałów pojawiły się napisy z antywojennymi manifestami. W taki właśnie sposób zmanipulowano nazwy głównych kremlowskich tub propagandowych, Russia 1 oraz Channel One. Co ciekawe, ponoć hakerzy uderzyli nie tyle w samych operatorów, co w ich wspólnego podwykonawcę, firmę Service TV JSC, przez co uzyskano ogólnokrajową skalę przekazu.
Tak czy inaczej, rzecznicy nie zdążyli wydać oświadczeń, a już o ataku na swoje serwery informował Rutube, rosyjski odpowiednik YouTube'a, wedle którego doszło do próby przekierowania witryny na inny adres, czyli pewnie zatrucia DNS-ów. Atak wprawdzie odparto, ale kosztem wyłączenia strony na parę godzin.
Znana gazeta miesza Putina z błotem
Najciekawsze jednak miało dopiero nadejść popołudniu. Internetowy dziennik Lenta, który znajduje się w pierwszej 20. najpopularniejszych stron internetowych w Rosji, opublikował serię materiałów wprost krytykujących Kreml za obecne wydarzenia na Ukrainie. I wszystko wskazuje na to, że akurat w tym przypadku pałeczkę od hakerów przejęli wściekli pracownicy.
Wszystkie publikacje rozpoczynały się od zastrzeżenia, że "materiał nie został uzgodniony z kierownictwem", a jego publikację administracja prezydencka zapewne natychmiast ocenzuruje. Odpowiedzialność wzięli na siebie szefowie działów ekonomia i środowisko, kolejno Jegor Poliakow i Aleksandra Mirosznikowa.
Mieliśmy incydent, którego nie mogę jeszcze skomentować
– oświadczył krótko Władimir Todorow, red. naczelny Lenty.
Niemniej źródła niezależne, z określanymi przez władze mianem agentów zagranicznych Mediazoną i Meduzą na czele, jednomyślnie potwierdzają wiarygodność wpisów. Znaczy to tyle, że faktycznie doszło do sabotażu. Niestety nie potrafią określić, co dzieje się w tym momencie z niepokornymi dziennikarzami.
Rzecz jasna, co innego media centrowe, a jeszcze inaczej te typowo kremlowskie. Na przykład Kommiersant ataku hakerskiego nie wyklucza, a niesławna Agencja TASS zapowiada śledztwo. Słowem, na Wschodzie bez zmian, choć o przypadku zdecydowanie nie ma mowy. Trzeba tylko ustalić narrację.