Powrót do Cannes w wykonaniu Martina Scorsese okazał się triumfalny. Wielka szkoda, że mistrz nie zdecydował się na wysłanie filmu do konkursu głównego, bo możliwe, że mógłbym właśnie mówić, że obejrzałem zwycięzcę tegorocznego Cannes. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.Martin od lat nie musi niczego nikomu udowadniać. Dlatego ma taką swobodę w wyborze projektów. Nie spodziewałem się jednak, że wybierze tak ryzykowny, tak mocno odstający od stylistyki, którą dotychczas nam w swoim kinie serwował. Killers of the Flower Moon opowiada co prawda kryminalną historię morderstw dokonywanych na plemionach Osedżów,...
Zobacz pełną treść wpisu w serwisie naEKRANIE.pl