Już w tę niedzielę odbędzie się druga tura wyborów parlamentarnych we Francji. Wszystko wskazuje, że zwycięży je skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen i Jordana Bardelli, jednak do samodzielnej większości partii tej może zabraknąć mandatów.
W ubiegłą niedzielę (30 czerwca) we Francji odbyła się pierwsza tura przedterminowych wyborów parlamentarnych. Zwyciężyło w niej skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe (RN), którego liderami są Marine Le Pen i Jordan Bardella.
Ostateczne rozstrzygnięcie wyborów poznamy w nadchodzącą niedzielę (7 lipca), kiedy odbędzie się druga tura. W niej, a zarazem w całych wyborach, również faworytem jest Zjednoczenie Narodowe. Zjednoczona lewica i centrowy obóz prezydenta Emmanuela Macrona robią jednak wszystko, by RN nie zdobyło samodzielnej większości w Parlamencie.
Masowe wycofanie się kandydatów
Wybory we Francji odbywają się na nieco innych zasadach niż na przykład w Polsce. Francuzi swoich przedstawicieli wybierają bowiem w jednomandatowych okręgach wyborczych. Do drugiej tury głosowania przechodzą kandydaci, którzy uzyskali co najmniej 12,5 proc. głosów wszystkich uprawnionych do głosowania. Zazwyczaj w drugiej turze mierzy się ze sobą dwóch kandydatów, ale niekiedy zdarza się, że jest ich trzech, a nawet w wyjątkowych sytuacjach – czterech.
To właśnie w tych okręgach, w których do drugiej tury zakwalifikowało się więcej kandydatów, lewica i centrum upatrują szans na zmniejszenie zwycięstwa skrajnej prawicy. Zarówno lewicowa koalicja Nowy Front Ludowy, jak i centrowy obóz prezydenta Emmanuela Macrona zdecydowały się bowiem, na wycofanie kandydatów, którzy w swoich okręgach zakwalifikowali się do drugiej tury z trzeciego miejsca. W ten sposób chcą znacząco zmniejszyć rozdrobnienie głosów i liczą na zwycięstwa kandydatów nie reprezentujących skrajnej prawicy.
Na skutek porozumienia ze startu w drugiej turze wyborów wycofało się w sumie 214 kandydatów: 126 reprezentujących lewicę i 78 obóz Macrona. Poza tym wycofała się również jedna kandydatka RN. Wszystko dlatego, że w internecie pojawiło się jej zdjęcie w czapce podoficera niemieckiej Luftwaffe ze swastyką.
Prawica bez większości?
Ostatnie przedwyborcze sondaże wskazują, że ruch lewicy i centrystów może przynieść skutek. Okazuje się bowiem, że RN najprawdopodobniej nie zdobędzie wymaganej do samodzielnego rządzenia większości, która wynosi 289 mandatów.
Sondaż przeprowadzony przez OpinionWay wskazuje, że skrajna prawica co prawda wygra wybory, ale zdobędzie w nich jedynie między 205 a 230 mandatów. Tym samym nie będzie w stanie stworzyć samodzielnie rządu.
Drugie miejsce, podobnie jak w pierwszej turze, ma zająć Nowy Front Ludowy z wynikiem 145-175 mandatów. Na trzecim miejscu ma zaś uplasować się obóz Macrona, który może liczyć na ok. 130-162 mandatów.
Jeszcze gorszy wynik skrajnej prawicy prognozuje dziennik The Economist. Według niego RN może liczyć na 190-220 mandatów, Nowy Front Ludowy na 159-183, a centryści na 110-135.
Mimo to, skrajna prawica nie traci nadziei. „Sądzę, że nadal istnieje szansa zdobycia bezwzględnej większości, a wyborcy podejmą ostateczny wysiłek, aby uzyskać to, czego chcą”, mówiła wczoraj Marine Le Pen.
„Nagła sytuacja”
W wybory po raz kolejny zaangażował się również Kylian Mbappe, kapitan reprezentacji Francji, która już dzisiaj (5 lipca) rozegra ćwierćfinałowy mecz Mistrzostw Europy przeciwko Portugalii. Gwiazdor francuskiej kadry określił wyniki pierwszej tury wyborów jako „katastrofalne” i wezwał ponownie do niegłosowania na skrajną prawicę.
– To nagła sytuacja. Nie możemy pozwolić, by nasz kraj wpadł w ręce tych ludzi [skrajnej prawicy – red.]. Widzieliśmy wyniki [pierwszej tury – red.], są katastrofalne. Mamy nadzieję, że to się zmieni, że wszyscy się zjednoczą, pójdą zagłosować i zagłosują na odpowiednią partię – stwierdził.
W podobnym tonie w ostatnim czasie wypowiadali się również inni zawodnicy francuskiej kadry, m.in. Marcus Thuram, Ousmane Dembélé czy Ibrahima Konaté. Obrońca Jules Koundé po meczu z Belgią stwierdził wprost, że jest „rozczarowany tym, jak wysokie poparcie zdobyła partia, chcąca odebrać nam wolność i poczucie wspólnoty”.
Będą zamieszki?
Sytuacja we Francji jest bardzo gorąca tuż przed wyborami. Do tego stopnia, że władze obawiają się zamieszek tuż po zakończeniu głosowania. W związku z tym w niedzielę wieczór ulice francuskich miast będzie patrolować ok. 30 tys. funkcjonariuszy policji. W samym Paryżu na służbie ma być 5 tys. policjantów.
Wszystko po to, aby „zapewnić, że skrajna prawica i skrajna lewica nie wykorzystają okazji, żeby wywołać chaos”, stwierdził minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin.
Akty przemocy miały już miejsce w trakcie kampanii wyborczej. Według szefa francuskiego MSW 51 kandydatów i aktywistów zostało fizycznie zaatakowanych. Napadnięto m.in. na kandydatkę RN Marie Dauchy, czy kandydata Republikanów Nicolasa Conquera.
Najgłośniejszym echem odbił się jednak atak na rzeczniczkę prasową rządu Priscę Thevenot, do którego doszło w środę (3 lipca) wieczorem. Thevenot i jej współpracownicy zostali zaatakowani, gdy rozwieszali plakaty wyborcze. W wyniku pobicia jeden ze współpracowników polityczki trafił do szpitala ze złamaną szczęką. W związku z napaścią aresztowano cztery osoby.
– Odrzućmy panujący klimat przemocy i nienawiści – apelował premier Gabriel Attal.
Druga tura wyborów zakończy się w niedzielę o 20:00. Wtedy też poznamy pierwsze sondażowe wyniki głosowania.