Po całonocnej debacie na temat deklaracji końcowej podsumowującej szczyt klimatyczny COP27, w niedzielę (20 listopada) rano osiągnięto porozumienie. Na mocy przyjętej umowy państwa zobowiązały się do utworzenia funduszu dla krajów rozwijających się, które w największym stopniu dotykane są zmianami klimatycznymi.
Negocjacje na temat ostatecznego kształtu deklaracji końcowej szczytu, przebiegały bardzo długo. Ostateczne porozumienie udało się osiągnąć dopiero po godzinie 9 rano czasu lokalnego, po trwającej całą noc debacie nad kształtem umowy.
Jednym z kluczowych punktów dyskusji był mechanizm loss and damage, dzięki któremu ma zostać stworzony specjalny fundusz na pomoc państwom rozwijającym się w walce ze zmianami klimatu. Jednocześnie nie podjęto jednak żadnej decyzji na temat zwiększenia wysiłków na rzecz ograniczenia emisji.
Mechanizm loss and damage
Mechanizm loss and damage, który był jedną z najważniejszych kwestii poruszanych na tegorocznym szczycie, ma pozwolić państwom rozwijającym uzyskać dodatkowe środki na zmagania z konsekwencjami zmian klimatycznych. To bowiem te kraje są w największy sposób dotykane katastrofami związanymi z ociepleniem temperatury na Ziemii, pomimo tego, że w bardzo niewielkim stopniu przyczyniają się one do emisji gazów cieplarnianych, które przyspieszają to zjawisko.
„Mechanizm loss and damage ma na celu wyrównanie tych niesprawiedliwości społecznych i ekonomicznych pomiędzy krajami rozwiniętymi, a rozwijającymi się”, tłumaczyła niedawno w rozmowie z EURACTIV.pl wiceprezeska Instytutu Reform i starsza analityczka Climate Bonds Initiative Zofia Wetmańska.
Porozumienie w sprawie tego mechanizmu z pewnością jest dużym przełomem, nawet pomimo tego, że nie ustalono jak mechanizm ten miałby działać. Większość kwestii dotyczących m.in. tego kto miałby płacić i jak fundusz powołany na ten cel miałby funkcjonować, zostało odłożonych na przyszły rok.
Brak ograniczenia emisji
W ostatecznej wersji deklaracji podsumowującej szczyt nie znalazły się natomiast żadne rozwiązania dot. rezygnacji z paliw kopalnych i wzmocnienia ambicji ograniczenia emisji dwutlenku węgla, co stało się przedmiotem krytyki ze strony m.in. Unii Europejskiej i Niemiec.
„Obecna dekada to decydujący czas, natomiast (deklaracja), którą mamy przed sobą, nie jest wystarczającym krokiem naprzód dla populacji (świata) i naszej planety”, powiedział wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans.
„Nie wywiązaliśmy się z naszych zadań, mających na celu zminimalizowanie strat i szkód. Powinniśmy byli zrobić znacznie więcej”, dodał.
Niezadowolenie z porozumienia wyraziła również strona niemiecka, która zarzucała egipskiej prezydencji przyzwolenie na blokowanie zmian przez państwa bogate w ropę.
„To skandal, że egipska prezydencja COP27 dała państwom-producentom ropy naftowej, takim jak Arabia Saudyjska, możliwość torpedowania skutecznej ochrony klimatu. Uniemożliwiono podjęcie jasnej decyzji w sprawie pilnej potrzeby odejścia od węgla, ropy i gazu”, ocenił szef niemieckiej filii organizacji Greenpeace Martin Kaiser.